sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 2


Rozdział 2
"Przystojniak na Brooklynie"





  Wszystkie ulice na Brooklynie wyglądały tak samo. Szerokie ulice otoczone były burymi szeregówkami. Ceglane ściany, niektórych domów oszpecone zostały amatorskim rysunkami grafity. Na brukowym chodniku w odległości paru metrów od siebie rosły gołe drzewa. Na schodach kamienic siedziały dzieci grając w gry planszowe i skacząc na skakance. Starsze panie zamiatały ganki, jednocześnie rozglądając się za nowym tematem plotek. A ludzie biegali w najnowszych butach, z gadżetami mierzącymi ilość kroków zupełnie, jakby robili to wyłącznie na pokaz. Wysiadłam z samochodu pana Jacksona i skierowałam się w stronę białej kamienicy. Wchodziłam po schodach na drugie piętro białej kamienicy wskakując po dwa schodki. Pod naciskiem moich stóp delikatnie skrzypiały. Od ścian ciągnęło nieprzyjemnym chłodem, a w powietrzu unosił się delikatny zapach wilgoci i cynamonu. 
   Stanęłam przed mieszkaniem numer 4 i otworzyłam drzwi. Mama nigdy ich nie zmykała, gdy była w domu. W pewien sposób była strasznie naiwna. Po przekroczeniu progu poczułam zapach wanilii i palonego cukru. Przeszłam przez hol ozdobiony białymi markizami. Kuchnia urządzona była w starym stylu. Kremowe szafki przylegały do każdej ze ścian. Na drewnianym parkiecie leżał puchowy dywan. Przy wysepce na środku stały trzy krzesła. Rzuciłam na jedno plecak, a sama usiadłam przy drugim kładąc na stole futerał. Mama stała przy blacie w czerwonym fartuszku w białe misie. W ręku trzymała miskę mieszając coś zamaszyście. Długie blond włosy upięła pałeczkami  od ryżu w koka. Z pełnych ust wystawał koniuszek języka, świadczący o jej wielkim skupieniu. Smukła postura nachylała się nad książką kucharską. Spojrzałam na siebie i znów na nią. Ludzie mówią, że jesteśmy niesamowicie podobne. Oby dwie mamy długie blond włosy, chude ramiona i szczupłe nogi. Jedyne co nas różniło to styl poruszania się. Moja mama kroczyła z gracją stawiając stopy w jednej linii, ja szłam potykając się na prostej drodze. Słysząc mnie podniosła głowę i uśmiechnęła.
-Cześć miśku- pocałowała mnie w policzek.
-No hej- mruknęłam opierając brodę na dłoni- co robisz?
Rzuciłam mi pobieżne spojrzenie nie przestając mieszać składników.
-Ciasteczka kokosowe, a Ty co dzisiaj robiłaś, że nie mogłaś się spotkać z Georgem?
Zbladłam, a moje serce zaczęło bić szybciej. Miałam małą nadzieję, że George nie zadzwonił do niej. Przeliczyłam się, a teraz co miałam jej powiedzieć? Zostałam pozbawiona przytomności, wywieziona za miasto i przetrzymywana przez bandę wariatów w obozie pełnym małoletnich zabójców? Nie sądzę, by była w stanie mi uwierzyć.
-Pomagałam koledze we francuskim- palnęłam pierwsze co przyszło mi do głowy nakręcając pasmo włosów na palec. Mama natychmiast porzuciła srogą minę nachylając się w moją stronę.
-Przystojny?- zapytała.
-Co? Nie!- zaprzeczyłam gwałtownie. Nigdy w życiu, by mi nie przyszło do głowy, że moja mama pomyślałaby, że to randka- co Ci znowu do głowy przyszło?
-No wiesz słoneczko.. – zaczęła wracając do swojego zajęcia- Masz już 16-naście lat, a jeszcze nigdy nie miałaś chłopaka.
-Mamo!- jęknęłam oburzona.
-Moja koleżanka ma bardzo miłego syna w twoim wieku. Adam jest naprawdę uroczym chłopakiem, pamiętasz go? W dzieciństwie bawiliście się razem.
Czy pamiętam Adama? Oczywiście, w pierwszej klasie nasze matki zmuszały nas do spędzania razem czasu, co było prawdziwą męczarnią. Chłopak przeszkadzał mi we wszystkim. Nie potrafił nawet porządnie ubrać lalek, co było ogromną ignorancją z jego strony.
-Daj sobie spokój ze swataniem. Nie umówię się z chłopakiem, który nie odróżnia fioletu od różu!
-To była tylko luźna propozycja- powiedziała podnosząc ręce w geście obrony.
Zapadła cisza. Żadna z nas nie kwapiła się, by ją przerwać. W samochodzie pan Jackson powiedział bym zapytała matkę o ojca. Nie było to takie łatwe. Choć nigdy nie unikała rozmów o nim, nigdy też nie powiedziała nic mającego znaczenie. W wieku siedmiu lat po zdmuchnięciu świeczek na torcie urodzinowym mama zapytała mnie co sobie zażyczyłam. Spojrzałam na nią pełna poczucia winny i powiedziałam, że marzę  o tym by spotkać ojca. Przytuliła mnie szepcząc we włosy, że ona też o tym marzy.
W drodze powrotnej oczywiście nie dostałam syndromu sztokholmskiego ufając swoim porywaczom, ale powiedzmy, że trochę polubiłam pana Jacksona. Był naprawdę zabawny, a jego wersja ‘Sweet dreams’ była najgorszą jaką słyszałam. Kolejną ‘niezastąpioną’ radą pana Jacksona było to bym na siebie uważała, a w razie problemu zadzwoniła do niego. Oczywiście oprócz tego ktoś się za mną skontaktuje, ponieważ jestem w niebezpieczeństwie. Także jedyne na co mogłam robić to czekać na księcia na białym koniu.
Otworzyłam futerał delikatnie wyciągając skrzypce. Musiałam coś zrobić z rękami. Moje palce leciutko szarpały struny strojąc instrument. Mama czytała cos zawzięcie przewracają strony w książce, po chwili złapała za czekoladę i zaczęła ją rozdrabniać.
-Mamo kim był tata?- wypaliłam. Na moje pytanie zesztywniała, a  z rak wysunął jej się nóż upadając na deskę. Ja też przerwałam moją czynność.
-Twój ojciec..-westchnęła- twój ojciec był cudownym człowiekiem.
-Tylko tyle?- zapytałam z niedowierzaniem.
-Nie, jest o wiele więcej, ale to nie jeszcze czas byś się o tym dowiedziała.
-Żartujesz sobie?- siedziałam na krześle osłupiała nie zdolna do żadnego innego ruchu.
-Przykro mi kochanie, po postu nie teraz- podeszła do mnie i przygarnęła do siebie- przepraszam.
-Nie ma sprawy, rozumiem- mruknęłam wyswobadzając się z jej uścisku.
~*~
-Dlaczego nie chcesz mi nic o nim powiedzieć?- zapytała mama z salonu.
-Bo nie!- odkrzyknęłam w odpowiedzi.
 Wczesne wstawanie w sobotnie poranki nie było dla mnie problemem, więc zawsze rano zdążałam zjeść śniadanie z mamą za nim wyszła do pracy. Stałam w łazience myjąc i oglądając swoją twarz w lustrze. Nieprzespana noc pozostawiła ślad na mojej twarzy. Rozmowa z mamą wywarła na mnie duże wrażenie. Czego nie mogłam wiedzieć już teraz?
-Oj daj spokój!- mama stała oparta o framugę w drzwiach pomieszczenia. Miała na sobie jedwabny szlafrok o egzotycznych wzorach, a włosy pozostawiła rozpuszczone. Złożyła ręce jak do modlitwy- cokolwiek, błagam.
-Zapomnij!- powiedziałam niewyraźnie przez szczoteczkę w ustach.
-Jesteś nieznośna o poranku- mruknęła mama i zaczęła mnie wypychać z łazienki- a teraz wynocha! Twój czas minął.
-Ugh!- wydałam z siebie jęk niezadowolenia, ale posłusznie powlekłam się do kuchni. Stanęłam przy blacie i zaczęłam smarować chleb czekoladą. W radiu leciał nowy chwytliwy kawałek. Podkręciłam głośność i zaczęłam kręcić biodrami. Włosy spięte w wysoki kucyk podrygiwały w rytm muzyki. Ruszałam się jak kaleka, więc mój taniec może oglądać tylko moja mama. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Ruszyłam w tamtym kierunku nie przestając tańczyć. Szerokim ruchem otworzyłam drzwi. Kanapka zatrzymała się w połowie drogi do moich ust.
   Przede mną stał James Jackson we własnej osobie. Miał na sobie biały podkoszulek i wojskową kurtkę. Ręce miał schowane w kieszeniach czarnych jeansów. Całego stroju dopełniały roztrzepane czarne włosy i uśmiech na widok mojej przerażonej miny. W porównaniu do jego nonszalanckiego stylu prezentowałam się jak bezdomna. Za duży podkoszulek z logo Parku Narodowego Yellowstone, krótkie szorty, włosy w nieładzie i bose stopy. Tak, z pewnością jestem nowicjuszką w świecie mody.
Mogłabym stać tak godzinami wpatrując się w niego tępo, gdyby nie moja mama.
-Elizabeth, kto to?- pojawiła się tuż za mną ciekawa kto przyszedł. Gdy zobaczyła chłopaka uśmiechnęła się uprzejmie- o Dzień dobry!
-Dzień dobry pani Watters- odezwał się Jackson, ani przez chwilę nie zmieszany tą sytuacją. Wyciągnął rękę do mojej matki, a ona odwzajemniła gest- nazywam się James Jackson.
-Miło Cię poznać, James. Jestem mamą Elizy- powiedziała odkrywczo jakby sam się tego nie domyślił. Odwróciła się w moją stronę- gdzie twoje maniery. Wejdź, James.
Poprowadziła go do kuchni, a ja nadal stałam przy wejściu wpatrując się tępo w drzwi. Z pomieszczenia słyszałam ich rozmowę. Nie mogłam dopuścić, by Jackson powiedział mojej mamie za dużo, więc ruszyłam w stronę kuchni. James siedział przy wysepce z kubkiem kawy w ręce, a moja mama stała przy szafce z płatkami kukurydzianymi robiąc śniadanie dla dwóch osób. Ale przecież ja już zjadłam.
-To Tobie Elizabeth tłumaczyła wczoraj francuski?- zapytała nalewając mleko do misek.
James rzucił mi rozbawione spojrzenie, kiedy stanęłam koło mamy.
-Tak, jestem naprawdę słaby z tego przedmiotu- uśmiechnął się przepraszająco, jakby to był wielkie przewinienie z jego strony. Na moje szczęście był dobrym aktorem.
-Swoją drogą nie wiedziałam, że moja córka jest taka dobra z tego języka. Rozumiesz, ogólnie nie za dobrze idzie jej w ..
-Mamo!- jęknęłam upominając ją- nie musisz iść do pracy?
-Co? O tak, cholera.. spóźnię się- długim łykiem dopiła resztki kawy, złapała za torebkę i ruszyła w kierunku drzwi- bawcie się dobrze dzieciaki. Eliza wróć na kolację. Cześć James, miło było Cię poznać.
-Do widzenia!- odkrzyknął, gdy drzwi się zamykały. Gdy usłyszałam trzask od razu do niego doskoczyłam.
-Co Ty tu robisz?!- zaczęłam z pretensją w głosie.
-Jak to co?- wziął łyka z kubka- ojciec nie mówił Ci, że ktoś się z Tobą skontaktuje?
-No tak, ale..- potarłam dłonią czoło- ale nie mówił, że Ty.
-A kogo oczekiwałaś? Charlesa?- roześmiał się z własnego pomysłu.
-No w sumie tak..-mruknęłam.
-Nie ważne- spoważniał- ubieraj się, idziemy.
-Co? Gdzie?
-Muszę coś załatwić na mieście, a potem do obozu.
-Nie możesz od tak sobie wpadać do mnie do domu i zmieniać moje plany! Jestem dziś zajęta- by dodać sobie otuchy splotłam ręce na piersi.
-W takim razie odwołasz spotkanie- wzruszył ramionami.
-Zapomnij- zmrużyłam wściekle oczy.
-Słuchaj - podniósł ręce do góry-nie przyjechałem tu z własnej woli i nic mnie nie obchodzą twoje plany. Odwołaj spotkanie klubu zwariowanych dziewic, czy czego tam chcesz. Masz być dziś w obozie, a ja Cię tam dostarczę, rozumiesz?  A teraz idź się ubrać. Wychodzimy za 15 minut.
-Aaaahhhh!- zdenerwowana ruszyłam do swojej sypialni. Nie mogłam uwierzyć, że tak łatwo się poddaję.
~*~

-Nie wsiądę na to- pokręciłam głową.
Staliśmy na ulicy przed czarnym motorem. Będąc ubrana w ciemne spodnie, szary kardigan i botki na obcasie czułam się dużo pewniej przy chłopaku, szczególnie, że obuwie dodawało mi parę centymetrów. Ludzie przechodzili koło nas nie zwracając uwagi na to, że właśnie podejmuję decyzję o misji samobójczej. Od zawsze miałam ogromny lęk przed wszystkim co jeździ na dwóch kołach, pojazdy te wydają mi się ogromnie niestabilne. Nigdy nawet nie wsiadłam na rower. Mina Jamesa wskazywała na to, że był już zirytowany moim zachowaniem. Spróbował jeszcze raz wcisnąć mi w dłonie kask.
-Wsiadaj- syknął- jeżeli zaraz tego nie zrobisz, to obiecuję, że źle to się dla Ciebie skończy.
Spojrzałam na niego spode łba i założyłam kask na głowę. Uśmiechnął i pochylił, by zapiąć zamek mojego nakrycia głowy. Nabrałam gwałtownie powietrza, gdyż był to najbliższy kontakt z chłopakiem jaki miałam odkąd skończyłam 10 lat. Moja reakcja zdziwiła go, ale nie odsunął się.
-Przerzuć lewą nogę przez siodełko- poinstruował mnie. Naprawdę się starałam, ale jak miałam to zrobić w tak ciasnych spodniach? James jak widać tego nie rozumiał- chodź tutaj- mruknął.
Poczułam jak jego duże dłonie chwytają mnie w tali idealnie dopasowując się do jej kształtu. Podniósł mnie i posadził na siedzeniu. Zrobił to z taką prostotą, jakbym nic nie ważyła. W miejscu gdzie mnie dotknął nadal czułam przyjemne mrowienie. Z dziecinną łatwością sam uczynił to co powinno mi się udać i włączył silnik motoru.
-Złap się- mruknął.
-Czego?- rozejrzałam się wokoło siebie.
James złapał moje ręce, nie odwracając się do tyłu, i oplótł je sobie wokół pasa. Zesztywniałam nie wiedząc, czy odsunąć się, czy tak pozostać. Ostatecznie zrobiłam to drugie. Chłopak ruszył, a ja ze strachu przylgnęłam do niego jeszcze mocniej. Przez kurtkę czułam bijące od niego ciepło. Jego bliskość było tylko jednym z nieudogodnień. Oprócz tego siedzenie było niewygodne, a kask ograniczał mi dostęp do świeżego powietrza. Po paru minutach zatrzymał się pod warsztatem samochodowym. Musieliśmy wjechać w dzielnicę latynoską, ponieważ w powietrzu unosił się zapach ostrych potraw, a na każdym kroku można było usłyszeć ludzi mówiących po hiszpańsku. Często z mamą przychodzimy tu na targ po warzywa i owoce oraz dlatego, że oby dwie mamy słabość do włoskiego jedzenia. Z głośnika na rogu ulicy dziecięce głosy śpiewały o ‘niebiańskim smaku nowej żujo-gumy’.  James zeskoczył z motoru i nie pytając mnie o zdanie od razu ściągnął mnie na ziemię. Odebrał mi kask i poprowadził w stronę wejścia.
-Chodź, zaraz poznasz kolejnego herosa- uśmiechnął się tajemniczo i pchnął drzwi.

 ~*~
No to dodaję kolejny rozdział pod patronatem mojej muzy Mika Foggy, gdyby nie Ty nie dodałabym tego dziś.
Pozdrawiam, puck.

20 komentarzy:

  1. Pierwsza!!!

    Gallo Konio Anonim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra mogę kontynuować, rozdział bardzo mi się podobał a najbardziej scenka z Jaksonem (sorry za błędy) kiedy Elizabeth nie mogła wsiąść na motor xD. Wiem, że nie powinnam narzekać ale trochę krótki ten rozdział... (tak, tak... dużo nauki itd.:) bardzo fajnie mi się o czytało... a tu co KONIECC!! Nie chce do niczego zmuszać (choć powiem szczerze... chce (ale nie będę aż taka...złaa)) ale naprawdę miło by było czytać dłuższy rozdział

      Gallo Konio Anonim ;)

      Usuń
    2. Rozdział jest krótki i niczego szczególnego nie wnosi do opowiadania, świetnie zdaje sobie z tego sprawę :D nie będę sie zasłaniać nauką (bo nie ma jej szczególnie dużo), a do pisania masz mnie zmuszać! Przyda sie porządny kop w mój leniwy tyłek :D
      Pozdrawiam, puck

      Usuń
  2. Och dziękuje! Naprawdę dziękuje, aż się zarumieniłam :)
    Szkoda, że nie jestem pierwsza, ale niestety byłam nieobecna z powodu wyjazdu do Polski, a jednak jak widać już jestem :)
    Uwielbiam, po prostu uwielbiam Elizę, a jednocześnie jestem zaskoczona, że tak szybko uległa namową Jamesa, bo w końcu w obozie była niezwykle stanowcza, a jednocześnie wiem, że niejedna dziewczyna z pewnością ugięła pod wpływem urokowi, który niechybnie roztaczał wokół siebie James - już młodego Jacksona pokochałam :D
    No i muszę pochwalić Cię i powzdychać z zachwytu nad Twoim nowym szablonem, bo jest wręcz oszałamiający! Szałowy i cudowny! Bardzo się cieszę, że go zamówiłaś :)
    Najbardziej podoba mi się to jak podobna Eliza jest do swojej matki, gdy kłamią po prostu unikają owego tematu :D Zastanawiam się teraz jednocześnie jak bycie matką herosa jest w praktyce... bo czy one od razu wiedzą, że ich kochankiem jest mitologiczny grecki bóg? Bo ja szczerze powiedziawszy bym kiwnęła takiemu gościowi głową i mówiła "jasne" a następnie zwiewała aż się kuszy! Bądź po prostu bym go wyśmiała i rzuciła ironiczną uwagę na temat wielkości jego ego - bo szczerze mówiąc zawsze chciałam coś takiego powiedzieć :D
    Jestem również zaskoczona tym, że Charles się nie pojawił, ale szczerze myślałam, że to on zapuka do jej drzwi i szczerze mnie zaskoczyłaś takim obrotem sprawy! Dodam również, że zachowanie Elizabeth w kuchni było tak normalne i śmieszne, że aż zachichotałam (zachichotała!) z rozbawienia nad tym jak oszałamiającym widokiem była dla sąsiadów i młodego Jacksona nasza panna Watters i nie jestem pewna, ale póki, co strzelam, że jej ojcem jest Apollo! Choć to mało prawdopodobne... nie? (Jak wspominałam - strzelam!).
    Moment z motorem też był super, ale ja w odróżnieniu od Elizy skakałabym z podekscytowania! Choć osobiście jechała jedynie z moim wujkiem na skuterze to i tak jak na dwunastolatkę było to dla mnie fantastyczne przeżycie i od tamtej pory marze o własnym harleyu :D
    Dlatego zazdroszczę Elizie super, ekstra przejażdżki i sama chętnie wywaliłabym tą dwójkę i ukradła im motor, aby samemu pojeździć :D Chociaż pewnie bałabym się takiego typka jakim jest syn Percy'ego ^^ Nie wiem, czemu z włoskim żarciem i tekstem Jamesa skojarzył mi się Leo, ale ten syn Hefajstosa o ile mnie główka nie myli był chyba meksykaninem, nie?
    W każdym razie rozdział wyszedł Ci rewelacyjnie i obłędnie cudownie i genialnie! Dlatego błagam dziewczyno, pisz, pisz, pisz jak najszybciej się da!
    Życzę dużo weny jak wody w oceanie, dużo pomysłów jak kamyczków na świecie, dużo czasu jak... liści na wietrze? Ogólnie nie mam pojęcia, czemu wzięło mnie na rymowanki >.< W każdym razie życzę Ci tego wszystkiego z nawiązką oraz tego, abyś nigdy nie straciła zapału do pisania tego opowiadania! (Bo jak wspominałam masz wielki talent i niewątpliwie jeszcze coś napiszesz - Twoje opisy są rewelacyjne! Sama chciałabym tak pięknie i barwnie opisywać jak Ty T-T).
    Pozdrawiam cieplutko! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeś nabazgrala, a teraz ja muszę odpisywac. Przygotuj sie, zaczynam.
      Dziękuję za komplenet dotyczący szablonu, ale na moje nieszczęście muszę oddać go w ręce dziewczyn z Szablownicy.
      Sama też sie kiedyś zastanawiałam o co chodzi ze związkiem z bogiem. Matki herosów dostają coś w rodzaju "listu z Hogwartu" z nagłówkiem "kochałaś się z bogiem"? Nie dane będzie mi to sprawdzic (tak sądzę).
      Jeżeli chodzi o ogólne zachowanie Elizabeth, muszę sie przyznać, że parę sytuacji po prostu spapugowalam od siebie :D (jestem okropną tancerką i uwielbiam włoskie jedzenie). Przed jej drzwiami postawilam Jamesa, bo.. ja po prostu kocham to imię!
      Domyslilas sie! Leo sie pojawi w następnym rozdziale :D warsztat i dzielnica miały być takim naprowadzeniem.
      Moje opisy są moimi opisami, nie potrzebują epitetów :D po prostu lubie książki, które oprócz akcji mają w sobie coś spokojnego. A tym właśnie są opisy- odskocznią, uspokojeniem czytelnika. Skoro podobają Ci sie moje, jestem dumna.
      Pozdrawiam, puck

      Usuń
  3. O Mater dejo :) (czy jak to się pisze?) Jak dla mnie rewelacja!
    Dziękuje ci bardzo, że zajrzałaś na mojego bloga i zostawiłaś po sobie ślad, dzięki temu ja znalzłam się u ciebie. Twoje opowiadanie jest naprawdę napisane na wysokim poziomie pod względem ortograficznym, stylistycznym a przede wszystkim fabuła jest tak ciekawa, ze chce się więcej i więcej :p
    Bardzo podoba mi sie więź jaka łączy naszą bohaterkę z mamą, rozmawiają ze sobą swobodnie jak dwie przyjaciółki, choć nie powiedziała jje całej prawdy i ukryła przed nią jeden mały drobiazg :)
    "szłam potykając się na prostej drodze" Boze jedyny skąd ja to znam??? :)
    Relacja jaka łączy ją z Jamsem jest bynajmniej dziwna, niby jest dla niego szorstka i stara się trzymać na dystans, a jednak czuje motylki. Achh my kobiety jesteśmy jednak urocze :P
    Dziękuję jeszcze raz za ciepłe słowa zostawione u mnie, oczywiście zapraszam częściej i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Mam nadzieję, ze szybko się pojawi.
    http://nim-ci-zaufam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aha i mam jeszcze jedną gorącą prośbę, z racji tego, ze nie widzę u ciebie zakładki z obserwowanymi, byłabym ci wdzięczna, gdybyś informowała mnie o kolejnych rozdziałach, chciałabym być na bieżąco :) pozdrawiam i życzę dobrej nocki :)

      Usuń
    2. Oczywiście, ze bede Cie powiadamiac o postępach moich bazgroli. A noc sie nie zacznie poki nie przeczytam wszystkich twoich rozdziałów (jestem na piątym).
      Dziekuję za komentarz, bo każdy wiele dla mnie znaczy, a te pozytywne to już wogóle raj!
      (Nie) skromnie powiem, że również imponuje mi relacja Elizabeth z mamą (trochę jak w twoim opowiadaniu). A co do Jamesa... Główna bohaterka w stosunku do niego pokaże całą paletę typowych zachwań płci pięknej. Od rozhistryzowanej melancholiczki, po tak zwaną "babę z jajami".
      Ogólnie ciesze się, że prolog (o ile go przeczytałaś) nie odstraszył Cię, bo ja osobiście już dawno opuściłabym taką stronę :D
      Pozdrawiam, pack
      PS Alan moim ideałem!

      Usuń
    3. Ty wstrętna babo!!! Tak mnie przestraszyłaś swoim komentarzem pod ostatnim rozdziałem na moim blogu, ze teraz siedzę i piszę zamiast odpoczywać. Nie wstyd ci??? Ja sie pytam, nie wstyd???
      Pozdrawiam - zapisana Mewa :)

      Usuń
  4. Cześć!
    Tak jak obiecałam, przyszłam zapoznać się z Twoim blogiem. :) Bardzo się cieszę, że postanowiłaś zacząć pisać bloga na podstawie książek Riordana, bo je gorąco kocham i bardzo chętnie zapoznam się ze wszystkim, co porusza tę tematykę. Sama jestem w trakcie tworzenia takiego bloga, ale "mój" Percy wciąż będzie nastolatkiem. :)
    Jak na razie niewiele jest tu z jakiejkolwiek akcji, ale ogólne wrażenie pozytywne. Zaskoczyłaś mnie, gdy James pojawił się w drzwiach domu Elizabeth, bo kompletnie się tego nie spodziewałam. Ale cóż, mając dyrektora Obozu za tatusia, trzeba się liczyć z konsekwencjami. :)
    Mam dziwne przeczucie, że kiedyś tam James będzie z Elizabeth, sądząc po zachowaniu tej drugiej. Chociaż z drugiej strony pewnie też zachowywałabym się jak kompletna idiotka, gdyby mega przystojny facet naruszał moją przestrzeń osobistą. ;p
    Dodaję bloga do obserwowanych, bo będę śledzić tę historię.
    A tak już będąc wredną, wytknę parę błędów natury technicznej. Dialogi zapisuje się za pomocą pauz lub półpauz, inaczej myślników (— lub –), a ty używasz dywizów (-). Ponadto po myślniku zawsze dajemy spację. :)
    I czy nie ładniej wyglądałby cały tekst, gdybyś go wyjustowała? Nie chcę się czepiać, ale nie jestem przyzwyczajona do wyśrodkowanego tekstu.
    Mam nadzieję, że nie odbierzesz tych ostatnich zdań w negatywny sposób, bo nie chciałam być niemiła.
    Pozdrawiam i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że Ci sie podbało.
      A co do błędów... niegdy w życiu bym nie pwiiedziała, że istnieje coś takiego jak "dywiz" :D . Gdyby nie Ty, pewnie do późnej starości żyłabym w błogie nieświadomości (zrymowało sie, zauważyłaś? Może przerzucę się na pisanie wierszy?).
      Tekst jest wyśrodkowany, ponieważ szablon poziomuje go w ten sposob. Niestety nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Moge jedynje przeprosic za utrudnienia.
      Pozdrawiam, puck

      Usuń
  5. Zachwycałaś się moimi wypocinami, a sama piszesz takie arcydzieło! Cholera, nie lubię Cię! Jak można być tak genialnym? Ten rozdział powalił na kolana dwa poprzednie! Zakochałam się w Twoim Jamesie, choć wciąż doszukuję się w nim Huncwockiego, w końcu miał potargane włosy,ale to takie spaczenie zawodowe. Cudnie! Wzmianka o bawieniu się lalkami z Adamem, znów zbierałam się z podłogi ze śmiechu:)
    G E N I A L N I E!
    Przyznam, że liczyłam, iż James pojawi się w tym rozdziale, a jest go tak dużo! Powtórzę się: Oby nie była wnuczką Posejdona!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten rozdział również jest moim ulubionym (mogłam wybierać AŻ z 3= szalona). Ta historia jest w równym stopniu o Jamesie, co o Elizabeth i będzie tu chłopaka naprawdę dużo. Trochę się nad nimi (jak również na wami) poznęcam i bohaterowie będą mieli naprawdę ciężkie życie. Ogólnie cieszę się, że w każdym rozdziale znajdujesz coś, co potrafi Cię rozbawić. Mam nadzieję, że się nie znudzisz i będziesz nadal chciała czytać moje jak to ujęłaś "arcydzieło".
      Pozdrawiam, puck

      Usuń
  6. Eeeem... Kochanie, wróciłam? XD
    Długi czas nieobecności, wiem. Pewnie się stęskniłaś, to też wiem.
    I wiem, że rozdział jest genialny! Troszkę krótki, ale nie będę narzekać :D
    Uwielbiam Jamesa - taki seksowny, niebezpieczny facet! Elizabeth także jest niczego sobie - zabawna i tak jak ja nie umie tańczyć! :D
    Wydaje mi się, że wiem, kogo idą odwiedzić... He he he. A jeżeli w następnym rozdziale nie będzie Leona to chyba się zastrzelę.
    Teraz już tak na poważnie - bardzo dziękuję ci za wsparcie i mam nadzieję, że czujesz, że ja ciebie też wspieram! Będę powoli wracać do świata bloggera (jeśli nauka mi na to pozwoli) i z niecierpliwością czekać na twój kolejny rozdział!
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cud! Ty żyjesz! Byłam pewna, że coś Ci się stało! Tak jak myślisz, w następnym rozdziale bedzie 'Sama-Wiesz-Kto'. Cieszę się, że uwielbiasz Jamesa, ja zresztą też. Miło mi, że bedziesz czekac, ale nie za długo. Mam zamiar jutro dodać kolejny rozdział.
      Pozdrawiam, puck
      PS Spróbowałabyś narzekać! Ja przynajmniej daję znaki życia, nie tak jak niektórzy (czytaj: Ty) :D

      Usuń
    2. No raczej, że żyję :D Przemęczona, wykończona nauką i życiem - ale żywa!
      Ha! Wiedziałam! Mój mąż się pojawi!
      Szybka jesteś... Wyrazy uznania. Będę zaglądać od rana!
      Ale... Ale... No dobra. Masz rację. Już więcej tak nie zniknę.
      Pozdrawiam! :*

      Usuń
  7. Jejka! Jestem pierwszy raz na Twoim blogu i przeczytałam i po tym tylko jedno wielkie WOW! Jasne, że podobała mi się ta akcja z motorem... mówię Ci masz ogromny talent! Myślę, że ona jest dla niego taka ostra a tak serio to się w nim zakochała <33 LOVE <33 Wgl główna bohaterka ma tak wiele ze mną wspólnego może po za ojcem...przykra sprawa. Ale gra na skrzypcach jak ja ;)

    Świetnie piszesz. Gratuluję talenciku <3

    http://miloscwczasachapokalipsy44.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No hej :) cieszę się, że Ci się podobało. Dziękuję za komplement, ale wydaje mi się, że zmienisz zdanie co do mojego talentu, gdy przeczytasz kolejny rozdział (powinien zostać dodany ok. 19). Elizabeth nie jest zakochana w Jamesie (na razie). Fajnie, że utożsamiasz się z główną bohaterką. Sama często też tak robię. Z przyjemnością odwiedzę Twojego bloga.
      Pozdrawiam, puck

      Usuń
  8. Rozdział wspaniały! Najbardziej podobała mi się scena, jak Elizabeth nie mogła wsiąść na motor, a Jackson musiał ją poradzić <3 Nie mogłam przy tej scenie się nie uśmiechnąć xD Cały rozdział był genialny! Jestem ciekawa kiedy nasza bohaterka dowie się, kto jest jej ojcem. Może dowiem się w następnym rozdziale??
    madziula0909

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział.
    Jak już pisałam to James jest super, super przystojny.
    Świetnie piszesz, bardzo mi się podoba.
    Lecę do następnych,
    flaw

    OdpowiedzUsuń