poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 1

Rozdział 1
"Jesteś czarodziejem Harry!"


    Czaszkę rozsadzał mi pulsujący ból, a powieki były niemiłosiernie ciężkie. Wokół siebie słyszałam przytłumione dźwięki świadczące o tym, że ktoś się poruszał. Zmarszczyłam nos zastanawiając się, co ta szalona kobieta, zwana moją matką wymyśliła. Pewnie znowu chce urządzić przyjęcie tematyczne, spraszając wszystkie sąsiadki. Ostatnio odbywało się ono pod patronatem dzikich zwierząt. Było naprawdę przezabawnie, gdy pani Greenwood przyszła ubrana cała w panterkę… Ale na imprezach mamy nigdy nie było tak głośno, jak teraz.

   Wszystkie wspomnienia powróciły. Usiadłam gwałtownie, otwierając szeroko oczy. Znajdowałam się w ogromnym pokoju z bliżej nieokreśloną ilością łóżek. Wszędzie kręciły się jakieś nastolatki. Spojrzałam w bok i zobaczyłam, że na łóżku obok siedzą dwaj chłopcy, w wieku około 17 lat, pokazując sobie przerośnięty scyzoryk. Pisnęłam, a wtedy oczy wszystkich zwróciły się na mnie. Dziwne, ale jedyne o czym mogła w tamtej chwili pomyśleć to to, że ta zbieranina jest jeszcze dziwniejsza niż impreza mojej mamy.

-Która godzina?- zapytałam dumna z siebie, że mój głos nie zadrżał. Pierwszy ocknął się blondyn, ten sam, który wcześniej pokazywał koledze oręż.
-Cześć! Ma na imię Zack, a to jest..- zaczął wskazując obszernym ruchem rąk pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy.
-Która godzina?- powtórzyłam dobitniej, wstając z łóżka. Chłopak skrzywił się słysząc mój ton.
-W pół do piątej.

   Moje oczy rozszerzyły się, a z gardła wyrwał jęk. Spóźniłam się. Od półtorej godziny powinnam grać na stacji metra przy Georgu. Pewnie już zadzwonił do mojej matki i razem zamartwiają się o mnie. Rozejrzałam się gorączkowo wokół siebie.

-Spóźniłam się, spóźniłam się, spóźniłam się- mamrotałam pod nosem wciąż, rozglądając się dokoła- Gdzie są moje rzeczy? Będę się już zbierać- powiedziałam jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Ludzie spojrzeli po sobie zdziwieni.
-W Wielkim Domu- odezwała się jakaś jedenastolatka z aparatem na zębach.
-Gdzie to jest?- Traciłam powoli cierpliwość.
-Nigdzie nie idziesz- odezwał się stanowczo Zack
-Zabronisz mi?- zapytałam mrużąc wściekle oczy i kładąc ręce na biodrach- Budzę się, Bóg jeden wie gdzie, nie znam żadnego z was, jestem już spóźniona, a na dodatek nie mam przy sobie swojego telefonu, a Ty mi powiesz, że nigdzie nie pójdę? Niedoczekanie twoje- mruknęłam i ruszyłam do drzwi rozpychając się między tymi dziwolągami. Za mną rozległy się krzyki i nawoływania, ale nikt nie stanął mi na drodze.

   Gdy wyszłam na dwór miałam ochotę wrócić do środka. Znajdowałam się na ogromnym placu, między ustawionymi w koło kilkunastoma budynkami. Wszędzie kłębiły się nastolatki, śmiejąc się lub wygłupiając. Ruszyłam na wprost siebie, tam gdzie mnie nogi poniosły. Jaka za mnie idiotka. Budzę się, Bóg Jeden wie gdzie, a jedyne o czym myślę o spóźnienie? Kretynka do kwadratu. 

   Zatrzymałam się i przykucnęłam, wplatając ręce we włosy i delikatnie nimi szarpiąc. Musze się stąd wydostać. Przeszukałam kieszenie, ale nic w nich nie znalazłam. Musieli mi zabrać telefon. Może to porwanie? A jeżeli tak to gdzie kneble, sznur, czy choćby kajdanki?

   Odetchnęłam z ulgą, gdy zza rogu wyszedł Charles, śmiejąc się z innymi chłopakami. Wyglądał inaczej niż zazwyczaj. Nie do końca jestem wstanie ocenić, co się zmieniło, ale COŚ na pewno. Może to, że po prostu się śmiał, a nie jak zwykle skrywał po kątach? Gdy mnie zobaczył, otworzył szerzej oczy i rzucił się pędem w moją stronę. Wstałam, czekając aż do mnie dotrze.

-Elizabeth, co robisz?- spytał, przyglądając mi się podejrzliwie. Skrzyżowałam ręce na piersi.
- A nic takiego..- Wzruszyłam ramionami. - Spaceruję sobie, nie mając kompletnie pojęcia gdzie jestem!
- Spokojnie. - Podniósł ręce w pojednawczym geście. - Wszystko Ci wyjaśnię. Co chcesz wiedzieć?
- Ja nic nie chce wiedzieć - Co ja gadam?! Oczywiście, że ciekawi mnie gdzie jestem. - Posłuchaj, jeżeli teraz oddasz mi rzeczy i odstawisz pod szkołę, to obiecuję nie wnieść żadnego oskarżenia o porwanie. Chodźmy. - Złapałam go za rękę i zaczęłam ciągnąc w stronę, moim zdaniem, Wielkiego Domu. Po chwili zrównał krok z moim, parę razy otwierając buzię, by coś powiedzieć. W końcu udało mu się to wykrztusić.

- Dokąd właściwie chcesz dojść?
- Do Wielkiego Domu. Jakaś dziewczyna powiedziała, że tam są moje rzeczy.
- Tak? - Brwi uniósł tak wysoko, że schowały się pod jego grzywką. Obrócił się na pięcie i ruszył w przeciwnym kierunku, czyli moje ocena kierunku jest do bani.  Stałam biernie, patrząc jak się oddala. Wiedziałam jedno- pod żadnym pozorem nie mogę zostać sama.
- Gdzie leziesz, Bredson?! - krzyknęłam za nim. Za głośno, stanowczo za głośno. 

W tej chwili wszyscy w promieniu 50 metrów obrócili głowy w moją stronę. Spłonęłam rumieńcem i szybkim krokiem zrównałam się z Charlesem. Ze wszystkich możliwych osób jakie znam musiałam tu wylądować akurat z nim. Czułam się jak w jakimś głupim filmie. „Dziewczyna budzi się w nieznanym miejscu wśród stada obłąkanych zombie. Dowiaduje się, że jej dawny świat już nie istnieje, a ona będzie musiała walczyć o nowe jutro wraz z …” chucherkowatym kujonem. Rozejrzałam się wokoło i z radością zauważyłam, że nikt już nie patrzy w naszą stronę. Prawie nikt.

    Pod jedną z budowli stała grupka dziewczyn. Wszystkie były niesamowicie piękne, wyglądały, jakby dopiero co zeszły z wybiegu Victoria’s Secret. Gdy byłam dziesięcioletnim skrzatem takie postacie były moimi idolami. Obecnie, mając osiemnaście, nadal patrzę na nie z niejakim podziwem. Włosy zawsze idealnie ułożone. Długie nogi stąpają w prostej linii. A właścicielki tych patyków wszystkich obdarowują cudownym uśmiechem. Tak właśnie patrzyły na mnie. Zapomniałam o wszystkim,  gdzie i z kim jestem. Miałam ochotę podbiec do nich i się przywitać. Zrobiłam pierwszy krok w ich kierunku i zatrzymałam się. To nie na mnie patrzyły tylko na coś za moim plecami. Obróciłam się na pięcie ciekawa, czym interesują się dziewczyny, takie jak one.

   Ogromny plac otoczony był drewnianą bramką sięgającą mi gdzieś tak do piersi. Do barierki przycisnęli byli szczelnie nastolatki w najróżniejszym wieku. Wszyscy coś krzyczeli i wymachiwali rękami. Byłam pewna, że się pobiją, ale nie. Oni się cieszyli. Nachylali się ku sobie, coś komentowali lub klepali po plecach, ciągle się uśmiechając. Zaczęłam się przeciskać, by zobaczyć na co wszyscy patrzyli. Było to naprawdę trudne, ale po dotarciu do barierki wiem, że się opłacało. To, co zobaczyłam był niesamowite. Dwie postacie odziane w hełmy i częściowe zbroje krążyły wokoło siebie z mieczami w silnych dłoniach. Poruszali się płynnie z niebywałą lekkością. Wyglądało to jak taniec. Kiedyś mama raz w miesiącu zabierała mnie na występ lokalnej szkoły baletowej. Pamiętam to niesamowite uczucie, gdy tancerki rozpoczynały spektakl, każdym ruchem opowiadając historię swojej postaci. Historia, którą teraz oglądałam była warta zapamiętania. Gdy ich broń się ze sobą spotkała, poczułam niesamowite przyciąganie. Każdy zamach mieczem hipnotyzował mnie tak, że nie potrafiłam oderwać wzroku. Siły były wyrównane, parowali i nacierali z równą wprawą i zwinnością.

- Cudowne, prawda? - Charles stał koło mnie, również przyglądając się walczącym.
- Tak... - mruknęłam.

     Nie chciałam sobie niszczyć przyjemności oglądania ich tak głupią czynnością jak mówienie. Jeżeli tamte kroki i ruchy dwóch wojowników były niesamowite, to nie potrafię nazwać tego, co działo się teraz. Wyższa postać przyśpieszyła kondygnację ruchów, jakby było to dziecinne proste. Nacierała sprawnie, zmuszając swego przeciwnika do wycofania się. Zrobił dwa kroki, odbił się od lewej stopy i zaatakował z góry. Ofiara zasłoniła się tarczą, ale nie na wiele jej to pomogło. Upadła, zataczając się parę kroków.

   Tłum za moimi plecami ryknął głośno. Wszyscy byli brawo, jakby głosowali tylko jednej osobie, choć jestem pewna, że przy innym wyniku zareagowaliby tak samo. Sama bezwiednie klaskałam, przyglądając się zwycięscy. Jego umięśniona postura wskazywała na to, że jest chłopakiem. Zdjął hełm i ruszył w stronę swojego przeciwnika. Z miejsca, w którym stałam nie miałam szans, by dostrzec jego twarz. Za to rzuciły mi się w oczy kruczoczarne włosy, delikatnie posklejane od potu. Chłopak stanął nad przegranym, uśmiechnął się szeroko i wyciągnął w pomocnym geście rękę. Niższy nastolatek bez ociągania podciągnął się z pomocą kolegi i płynnym ruchem zdjął hełm. Na szczupłe ramiona wysypały się długie jasnobrązowe włosy. Dziewczyna w zbroi uśmiechnęła się szeroko do chłopaka i przytuliła go. Publiczność zaczęła gwizdać i bić brawa, gdy szatynka szła w stronę barierek, kołysząc biodrami i kłaniając się. Była ładna, tak przyziemnie. Nie jak dziewczyny na placu idealna. Ale było w niej i jej ruchach coś urzekającego. Przeskoczyła przez barierkę i ruszyła razem z grupką chłopaków w stronę kręgu domków. Moje spojrzenie wróciło do chłopaka. Parę osób podbiegło do niego, rzucając się mu na ramiona. Razem wyglądali tak beztrosko. 

- Kto chce się jeszcze sprawdzić?! - wrzasnął brunet, a publiczność ryknęła entuzjastycznie, reagując na kolejny pojedynek. Chłopak przeczesał wzrokiem po zebranych, przypatrując się każdemu wyzywająco. Gdy jego spojrzenie zatrzymało się na mnie uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Nowa buźka? - zawołał.

   Wszyscy obrócili się w moją stronę. To wyrwało mnie z fascynacji nową sytuacją i oprzytomniałam. Spojrzałam w oczy bruneta. Z tej odległości mogłam dostrzec, że jest przystojny i to bardzo. Czarne włosy, ciupkę za długie, opadały mu na czoło. Policzki miał zaczerwienione od wysiłku, co tylko dodawało mu uroku. Szaro zielone oczy błyszczały. Smukła sylwetka i szerokie ramiona szły w moją stronę i niebywałą nonszalancją. Jego zachowanie przestraszyło mnie. Cofnęłam się parę kroków i złapałam Charlesa za rękę. Nie uszło to uwadze widowni.

- Cześć Bredson - Brunet uśmiechnął się, opierając ręce na barierce, która nas dzieliła. Z tak bliska byłam pod jeszcze większym wrażeniem jego urody. Był piękny jak ogień, i wyglądał na równie niebezpiecznego. Za chłopakiem utworzyło się półkole obserwujących nas gapiów. Przekrzywił głowę delikatnie w prawo i uniósł wysoko brwi, przypatrując mi się - Twoja nowa dziewczyna?
- Coś Ty! - zaśmiał się histerycznie Charles. Spojrzał na mnie, dając znak, bym przestała się chować. Oczywiście nie zrobiłam tego. - To nowa heroska.

    Zmarszczyłam czoło patrząc na mojego obrońcę. Nie mam pojęcia, dlaczego mnie tak nazwał, ale nie podobało mi się to. Brzmiało trochę, jakbym pracowała w supermarkecie przebrana za korniszona. Na jego słowa wszyscy ze zrozumieniem pokiwali głową, jakby to było coś, co rozwiązywało całą sprawę.

- Tak myślałem - mruknął pod nosem brunet - od kogo pochodzi?
- Nie ma jeszcze przynależności - Pociągnęłam Charlesa za rękę przypominając o swojej obecności. Coraz mniej podobała mi się ta sytuacja. - A, no tak, przepraszam Jackson, ale musimy już iść. Elizabeth potrzebuje niezwłocznie dostać się do Wielkiego Domu.

   Odwróciłam się szybko i pociągnęłam za rękę Bredsona w kierunku, w którym szliśmy. Chciałam stamtąd uciec. Początkowo ciekawa sytuacja, zmieniła się w pozornie nic nie znaczącą wymianę zdań, lecz nie dla mnie. Coraz mniej rozumiałam z tego całego dnia.

-Miło Cie było poznać Elizabeth!- usłyszałam za sobą jeszcze krzyk bruneta.

   Bez wzajemności. Przyśpieszyłam jeszcze kroku i po paru metrach zobaczyłam najzwyklejszy dom jednorodzinny. Czerwony dach podpierały dwie białe kolumny. Jasne ściany budynku obrastał zielony bluszcz. Sam dom otoczony był grządkami kwiatów. Na ganek prowadziły schody.

- Kim był ten chłopak? - odezwałam się pierwsza.
- Ten na arenie? - pokiwałam głową - James Jackson, syn kierowników. Teoretycznie nie powinien przebywać w Obozie, ale jako wnuk Ateny i Posejdona ma tą możliwość. Jest gwiazdą tego miejsca. - Zatoczył rękoma koło. - Przystojny, inteligentny po matce i utalentowany w szermierce po ojcu. Oczywiście jego zalety nie kończą się na tym. Jackson potrafi władać wodą.

    Kiwałam głową po każdym jego słowie. Nie do końce rozumiałam, co miał na myśli mówiąc, że James włada wodą, ani tego wtrącenia dziwnych imion. Ciekawa też byłam co to za obóz, w którym jesteśmy. Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Miałam taki mętlik w głowie, że nie widziałam od czego zacząć.

    Charles wskoczył po dwa schodki na ganek i stanął przed mężczyzną w T-shircie Rolling Stones’ów. Miał czarne włosy i niesamowicie zielone oczy. Na widok Bredsona uśmiechnął się szeroko i odstawił kubek z kawą i gazetę na stolik. Gdybym zobaczyła go na ulicy, nigdy nie powiedziałabym , że jest właścicielem szalonego obozu pełnego nastolatków, którzy uczą się walczyć. Tak z pewnością nie wyglądał na kogoś takiego.

- Charlie! - Poklepał chłopaka po plecach- Przyprowadziłeś tą dziewczynę? Trochę się namęczyliśmy, żeby ją tym razem znaleźć. Nie mów, że znowu Ci uciekła? - Roześmiał się serdecznie. Osobiście nie pamiętam żadnych poprzednich razów.
-No tak... Elizabeth jest tutaj...- odchrząknął i odwrócił się w moją stronę. - To ona.
- Dzień dobry -  przywitałam się i weszłam powoli po schodkach.
- Witaj, Elizabeth. - Mężczyzna uśmiechnął się i uścisnął mi rękę. - Jestem Percy Jackson. Pewnie masz wiele pytań, też miałem. To ogólnie strasznie śmieszna historia. Ale nie teraz, kiedyś Ci opowiem. Co to ja.. a tak właśnie, od początku. Jesteś córką greckiego boga, Elizabeth.

     Naprawdę głupi żart. Ale jak chcą się tak bawić to okay.

- Uff. - Teatralnie położyłam rękę na piersi, jakbym właśnie spadł mi kamień z serca. - Już myślałam, że usłyszę coś w rodzaju "Jesteś czarodziejem, Harry" - zniżyłam głos i roześmiałam się z absurdalności tej sytuacji. Po chwili spoważniałam. - Mogę widzieć, gdzie są moje rzeczy?
-W salonie - odpowiedział pan Jackson, patrząc na mnie, jakby to ja oszalała. Ruszyłam w stronę kanapy i zabrałam stamtąd plecak i futerał skrzypiec. - No dobrze a teraz usiądź, to wszystko Ci wytłumaczę. A więc, zaczęło się od tego, że...
- Nie chce być niegrzeczna - przerwałam mu, znów stając na ganku. - Ale naprawdę nie wiem co tu się dzieje, jestem spóźniona, moja mama pewnie odchodzi od zmysłów. Muszę iść. Jest tu gdzieś jakiś autobus?
-Co? Nie.- Pan Jackson zamilkł na chwilę. Wszedł do domu, by za chwilę wrócić z kluczykami od samochodu.- Chodź, odwiozę Cię. Charlie powiedz Annabeth, że będę z powrotem za godzinę.
-Cześć, Charles- Uśmiechnęłam się. - Do zobaczenia w szkole.
Zbiegłam po schodkach za panem Jacksonem, ciągle zastanawiając się, czemu wsiadam do samochodu z nieznajomym.

~*~

 No to mam nadzieję, że się podobało. Zapraszam do komentowania. 
 Dzięki, puck

11 komentarzy:

  1. Genialne, po prostu genialne *u*
    Naprawdę dziwię się, że nie masz tutaj stałych czytelników, bo piszesz po prostu niesamowicie i genialnie.
    Genialnie, po prostu genialnie :D
    Ochłonęłam chwilę z powodu zachwytu i od razu napiszę, że powinnaś zmienić szablon, bo gdy tutaj weszłam pomyślałam od razu, że jest to blog jakiejś dziewczynie, której się naprawdę nudzi i miałam wątpliwości, czy w ogóle zacząć czytać, a teraz po prostu cieszę się, że to zrobiłam :)
    Naprawdę warto było, błędów jako takich nie spostrzegłam, bo ja zauważyłam wcześniej, rzadko kiedy je widzę, a czasem nawet pewna nie jestem, czy to błąd czy po prostu tak musiało być :)
    Charles jest satyrem? Bo dopiero po rozmowie z Percym doszłam do takiego wniosku, ale w końcu też mógłby być herosem, nie?
    Swoją drogą Elizabeth zareagowała wręcz genialnie, jej postawa była po prostu genialna. Nie umiem znaleźć lepszego słowa niż genialna, bo tylko to mój mózg jest w stanie powtarzać. Najwidoczniej nadal ja i on jesteśmy w szoku, że trafiliśmy na tak genialnego bloga.
    Powtórzę więc - Błagam zmień szablon! Zmień wygląd bloga!
    Dzięki temu będziesz miała dużo więcej czytelników, a którzy naprawdę Ci się należą, bez dwóch zdań. Ach no i mogłabyś dodać dodatek do obserwowania oraz usunąć weryfikacje obrazkową w komentarzach - tak tylko trochę ponarzekam :D
    Uwielbiam po prostu zaczęłam uwielbiać Elizabeth, jest taka... wyjątkowa? Specjalna? Niepowtarzalna? Nie wiem jak ubrać to w słowa, więc pozostanę na "genialna". Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem.
    Spodziewałam się prawdę mówiąc czegoś dużo gorszego i przez moment myślałam, że wkręcisz w opowiadanie Harrego Pottera i gromadę, ale naprawdę odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, że Elizabeth używa tylko swojego genialnego poczucia humoru.
    Jestem miło zaskoczona jakością Twojego opowiadania i niewątpliwie zdobyłaś właśnie nową czytelniczkę, może dzięki Twojemu blogowi uda mi się w końcu ruszyć z rozdziałem u siebie, bo nic mi jak na razie nie pomaga T-T
    Pozdrawiam ^^ i życzę dużo weny, dużo czasu wolnego, abyś mogła pisać i dużo równie genialnych pomysłów :D
    PS. I tak zaobserwuje cię w "magiczny" sposób i tylko niektórym znany c:
    life-of-heros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Taka ze mnie ninja! :D A tak się zastanawiałam, czy coś piszesz i los chciał, że do ciebie trafiłam. I bardzo się z tego powodu cieszę.
    Cóż mogę powiedzieć - lub napisać XD? Bardzo mi się podoba rozdział i nie musisz się bać. Zostanę z tobą na dobre i złe! Trzeba się wspierać w tym trudnym i dzikim świecie bloggera... :)
    Jestem zachwycona, że piszesz o dzieciach moich ulubionych bohaterów. Nie spodziewałam się tego i jest to miła odmiana.
    Coś mi się wydaje, że Elizabeth jest osobą z silnym charakterem. To mi się podoba!
    Muszę przyznać, że się wyciągnęłam i mam nadzieję, że długo nie będziesz zwlekać z następnym rozdziałem.
    Pozdrawiam bardzo cieplutko i mam małą prośbę... Niech Leo się pojawi! <3 - lub ewentualnie jego dziecko. Zakończenie ,,Krwi Olimpu" mnie do końca nie satysfakcjonuje, a zdecydowanie jestem Team Leo!
    PS Niestety związek z wyimaginowaną postacią nie może zostać zalegalizowany... :( Wyobrażasz to sobie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam identyczne odczucia! Również jestem oddaną fanką syna Hefajstosa, więc spełnię twoją prośbę umieszczając go tutaj
      PS A Ty dziewczyny dodaj szybko kolejny rozdział!
      Pozdaiam, puck

      Usuń
  3. hejjjj... rozdział super ubawiłam się przy nim xD i mam nadzieję, że następny rozdzialik pojawi się niedługo (bo jak nie... znajdę się i zamienię w kamień dzięki głowie meduzy (tylko najpierw muszę ją znaleźć, ale to tak na marginesie)) nie mogę się doczekać kiedy dowiemy się jakiego boga jest córką po prostu nie mogę usiedzieć na miejscu ^.^

    Serdecznie pozdrawiam
    Gallo Konio Anonim

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham Cię! Jest James, jest brunetem i jest zabójczo przystojny:) Mniam!
    O ile dobrze ogarnęłam jest synem Percy`ego i tej dziewczyny, co w filmie mu pomagała, córki Ateny? Tak? Ciekawe, że zrobiłaś nowe pokolenie:) Jesteś czarodziejem, Harry. Śmiałam się jak głupia przez dziesięć minut, idealnie wplecione:) Cud, miód! Ciekawe czyją jest córką:) Oby nie Posejdona, bo mój mózg spaczony, już ją zeswatał z Jimem:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze kojarzysz, James jest synem Percy'ego i Annabeth. Zrobiłam nowe pokolenie, bo sama byłam ciekawa co dzieje się z bohaterami po zakończeniu serii Riordana. Poza tym chciałam opisać historię heroski nie związaną ni jak związaną z glorią Percy'ego pod czas jego młodzieńczych lat. Równocześnie nie mogło go tam zabraknąć, więc wkręciłam w to jego syna. Elizabeth nie jest córką nikogo z Wielkiej Trójki (tj. Zeusa, Posejdona, Hadesa) i tak jak przewidujesz będą razem, ale najpierw musisz poczekać :D.
    Pozdrawiam, puck

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział genialny! Piszesz lekko i przyjemnie. Super! Brak mi słów! Notka bardzo mnie wciągnęła. Piszesz w bardzo ciekawy sposób xD Ciekawe, czyją córką jest Elizabeth?? Posejdona? A może innego boga?? Lecę czytać dalej!
    madziula0909

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to szablon.
    Cara Delevingne i tekst z "Elektrycznego", a później jeszcze w rozdziale Fall Out Boys. Mam ochotę krzyknąć "kocham cię!".
    Rozdział bardzo fajny, tyle, że mam pewne wątpliwości. Nie czytałam żadnej książki Riordana i nie wiem czy się odnajdę, ale to chyba nie przeszkadza w dalszym czytaniu? A właściwie to ja nawet nie oglądałam żadnego filmu na podstawie jego książki...
    Wiem tyle, że jest Percy, coś tam woda, coś tam Annabeth, coś tam bogowie i herosi, hahaha... Powinnam w końcu przeczytać jakąś jego książkę.
    Ale co do rozdziału: jest naprawdę fajny, James też jest fajny... W ogóle to mam słabość do kruczoczarnych włosów i zielonych oczu.
    Charles kojarzy mi się z takim Łyżką, tak, Łyżką (pozdrawiam Harlana Cobena i polecam "Schronienie" jeśli jesteś lubisz kryminały).
    PS. Przez całą książkę myślałam, że Łyżka wygląda jak taki Graham z "Transformers: Rescue Bots" (nie pytaj czemu oglądam bajki XD), a później okazało się, że jest czarnoskóry...
    Charles bardzo przypomina mi tego Grahama Burnsa, mogłabyś zobaczyć jak sobie go wyobrażam, gdybyś chciała, w google jest wszystko.
    Aaa, i tak, wiem, nie daje się PS w środku zdania, ale ja często tak robię.
    Pozdrawiam Cię i dzięki, że zajrzałaś na mojego bloga,
    flaw

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Awww, masz u mnie plus za cytat z Harry'ego Pottera! :D <3

    Czytam dalej ;3

    OdpowiedzUsuń