poniedziałek, 7 września 2015

Rozdział 8

Zacznę może od pozdrowień dla jednej wyjątkowej Osoby, która odobserwowała mnie w czwartek! Dzięki, Najdroższy! Nic nigdy bardziej mnie nie zmotywowało.
A tak na poważnie, to dla Ciebie Cherry!

Rozdział 8
"Dolly... a może to była Holly?"

Tom nie czuł się dobrze. Jeżeli mnie pytacie, to także nie wyglądał. Jego blada skóra sukcesywnie zlewała się ze śnieżnobiałą kołdrą. Włosy Toma pozostały jednak niezmiennie błyszczące, stąd wiedziałam, że nie było jeszcze tak źle. Zupełnie, jakby ktoś kartkę papieru ozdobił złotym brokatem. 

Wokół łóżka chłopca w domku numer 6 zebrał się prawdziwy tłum. Stał tam Chejron-koń i pan Jackson z blondwłosą kobietą w zaawansowanej ciąży. Mogłam się jedynie domyślać, że była to jego żona, ponieważ James miał takie same usta, jak ona. Całe moje rodzeństwo z szeroko otwartymi oczami obserwowało każdy ruch klatki piersiowej brata. Co było naszą największą obawa? By kolejny wdech nie był tym ostatnim.
Najbliżej Toma siedział Jerry i Chris. Zdawało się, że ten pierwszy był bardziej blady niż jego bliźniak. Za to po najstarszym Wojowniku nie było widać żadnych uczuć. Musiał być oparciem dla całego rodzeństwa, nawet dla mnie. Choć byłam tu stosunkowo krótko, to i tak czułam się niezwykle zagubiona. Tak skrzętnie chował swoje myśli, że już dawno powinien zostać stworzony teleturniej "O czym myśli Chris?". 

Nie wiem ile tak staliśmy, pełni nadziei. Mogły minąć godziny bądź sekundy. Czekaliśmy na diagnozę, słowa "wszystko będzie dobrze". Lecz jedyne, co było słychać to rzeżący oddech Toma. Ta cisza dobijała mnie na wszelkie możliwe sposoby. Nakręcały się we mnie złe emocje, tak że z każdą chwilą byłam coraz bliżej wybuchu. Wstałam w tym samym czasie, co Chejron podniósł głowę.

- Musimy porozmawiać - rzucił w próżnię.

Kilkanaście par oczy skierowało się w jego stronę z wyczekującym napięciem. Przeszło mi przez głowę, że chyba nie wszyscy powinni usłyszeć tę rozmowę. Chris także wstał.

- Toby - Posłał bratu znaczące spojrzenie, jednocześnie kładąc pokrzepiająco rękę na ramieniu Jerry'ego.
- Mam genialny pomysł! - Toby podniósł się i ruszył do drzwi. Taka sytuacja musiała zdarzyć się już wcześniej, bo ten dokładnie wiedział co robić. - Zagrajmy w kosza.

Moje przeczucia się potwierdziły. Nikt z nas nie miał usłyszeć tej rozmowy. Później może ewentualnie zdradzą nam parę faktów, ale nie wszystko. Oczywiście.

Z pomrukiem po kolej i zaczęliśmy wychodzić z domku. Chris przytrzymał Jerry'ego w miejscu, dając mu znać, że ma być obecny przy tej rozmowie. Wychodząc, rzuciłam ostatnie spojrzenie na pana Jacksona. Jeżeli myślałam, że Chris zasługuje na Oscara za brawurowe ukrywanie uczyć, to nie mam pojęcia co przyznać Jacksonowi. Patrzył zamyślony na plecy herosów, kierujących się do drzwi. Kiedy zauważył, że się w niego wpatruję, posłał mi uśmiech.

- Już cię nie ma - odprawił mnie.

A więc zniknęłam magiczną sztuczką, godną Davida Copperfielda.

~*~

- Podaj do mnie! - krzyknął Dan do Nate'a.

Można by się spodziewać, że grupka nastolatków nie za bardzo popisze się umiejętnościami gry w koszykówkę. No chyba, że mówimy o tej bandzie, która właśnie widzę przed sobą. Zupełnie, jakby ktoś podmienił ich na zawodowych graczy NBA. Sposób w jaki podawali do siebie piłkę był tak hipnotyzujący, że przez większość czasu zapomniałam, że sama grałam. Choć może to za dużo powiedziane. Ja umykałam braciom z drogi, by mnie nie staranowali. Mogłam być najstarszym dzieckiem Apolla zaraz po Chrisie, ale moje metr sześćdziesiąt nie miało za wiele do powiedzenia.

Odwróciłam głowę w stronę ławek, stojących przy boisku. Tylko Mała Su nie brała udziału w grze. Siedziała sama, czesząc włosy lalki. Robiła to tak zamaszyście, że wszędzie wokoło latały nitki włóczki. Instynkt czyściocha mimowolnie się włączył, tak że miałam ochotę złapać za miotłę i to posprzątać.

Odrzuciłam moją naturę pedantki i przeszłam przez boisko. Niepewnie usiadłam na skraju ławki, gotowa w każdej chwili uciec. Nie wiedziałam jeszcze jakie stosunki łączą mnie z siostrą. 

- Nie za bardzo wyżywasz się na Holly?
Mała Su spojrzała na mnie gniewnie.
- Ona ma na imię Dolly.
- Och, no tak. - I po dobrych stosunkach.

Wróciła do zamaszystego czesania, a ja spojrzałam na boisko. Zastanawiałam się, co jeszcze mogłam bym powiedzieć. 

- Nie martwisz się. - Jej głos by pełen zarzutu.
Skrzywiłam się na to stwierdzenie.
- Oczywiście, że się martwię.
- Nie, nie robisz tego.

Potrafiła tylko w kółko i w kółko powtarzać "nie". Usiadłam do niej przedtem, tak by móc na nią patrzeć podczas tej rozmowy. Jeżeli w tym momencie źle dobiorę słowa może nie być już szansy byśmy się dogadały.

- Wiesz, Su, parę dni temu jedynym moim krewnym była mama. A potem wszystko stało się nagle. Pojawił się Charles i mnie tu zabrał, dowiedziałam się prawdy o ojcu i bogach. I jesteście też wy. Tak dużo zmian w tak krótkim czasie. Mimo tego, że znam was dopiero parę dni, to martwię się. Bo jesteście moją rodziną. Nie ważne, jak długo o tym wiem.

Spojrzała na mnie dużymi oczami.

- Zrobiłam się strasznie melodramatyczna. Czego nie powiem, brzmi, jak tekst z głupiego serialu.
- Może troszeczkę. - Uśmiechnęła się i znów złapała za plastikową szczoteczkę. Tym razem jej rączki delikatnie gładziły główkę lalki. - Kiedy uwierzyłaś?
- W te bzdury? - Zatoczyłam ręką krąg wokół nas. - W momencie, gdy wujek Leo strzelił do mnie kulą ognia. Do tamtego momentu myślałam, że się o niezwykłych przygodach z przystojniakiem u boku. Cały czas mnie coś zaskakuje, ale z biegiem czasu powinnam przywyknąć.

Z jej ust wydostał się cichutki chichot.

- Niezwykłe przygody z przystojniakiem u boku okazały się twoim życiem?

Tak, pomyślałam, ale nie jest nim James, tylko Chris. Jak na razie to jedyny przystojniak w moim życiu.

- On jest moim bratem. - Podniosła głowę, przez chwilę patrząc mi w oczy i znów spuściła ją na lalkę. - Chris jest moim bratem.

Nie wiedziałam o co jej chodzi, póki znów się nie odezwała.

- Mówi, że kiedy miał 12 lat, mama powiedziała mu, że będzie tu przychodził. Byłam taka zła, siedząc sama w domu. Pamiętam tylko, że zaczęła przeprowadzać mnie tu na parę godzin, aż do czasu, gdy mogłam zostać cały dzień. 

A więc Chris i Su mieli tą samą matkę. Nie miałam pojęcia, jak to się stało, ze jedna kobieta zaszła w ciążę z tym samym bogiem dwa razy. 

- Spędzacie tu cały rok?
- Nie, tylko wakacje.

Znów zapadło milczenie. To gra powinnam odciągnąć moje myśli od wątłego zdrowia Toma, a nie ta mała kruszyna obok mnie. Zgarbiłam plecy ze zmęczenia. Gdy przyznałam na głos, jak wiele spotkało mnie w ciągu jednego tygodnia, poczułam ciężar tego wszystkiego na barkach. Mówiłam prawdę, miałam nadzieję, ze to wszystko okaże się snem. Ale skoro fatum ze mnie zażartowało i to jest moje życie, to niech mnie Zeus piorunem trzaśnie, jeżeli nie miałam zamiaru przeżyć tego najlepiej, jak umiem. Nawet z szesnaściorgiem rodzeństwa, zabawną Sam i wkurzającym Jamesem. Jak cholera miałam zamiar.

~*~

No to TYLE! Wy komentujecie, a ja lecę oglądać "Top Model"! Swoją drogą, kto podziela moją miłość do tego programu?!