Rozdział 4
"Kramy i różowa pościel"
- To będzie coś w rodzaju testu.
Gdy wracaliśmy z miasta pan Jackson zatrzymał auto na skalnym klifie, jakieś 2 kilometry od Obozu. Droga była pusta, nikt nam nie przeszkadzał. Staliśmy oparci o maskę auta, twarzą skierowaną w stronę morza. W dole, za krawędzią rozciągał się piękny widok na zatokę Long Island. Cały krajobraz opierał się na trzech kolorach. Niebieskie morze, żółty piasek, zielone skrawki roślinności. Patrzyłam w głąb wody wyobrażając sobie jak mnie pochłania. Opatuliłaby mnie swoimi rękoma, jak matka chroniąc przed wszelkimi zranieniami. Fale rozbijały się o skalny brzeg pieniąc się. Późnej cofały się do morza i znów uderzały rozpoczynając na nowo cykl. Nad naszymi głowami co jakiś czas przelatywały mewy skrzecząc śmiesznie. W powietrzu dało się wyczuć charakterystyczny zapach soli i jodu. Lekarze mówią, że to bardzo zdrowo by go wdychać, ale ja nie czuję się lepiej wcale, a wcale. Z każdym podmuchem ciepłego wiatru, bryza przynosiła nam koleją dawkę maleńkich kropelek. Wszystko tutaj przypominało mi irlandzką bajkę o zaginionym królestwie. Krainie tak pięknej i odosobnionej, że każdy pragnął by się tam znaleźć. A udawało się to tym tylko o najczystszej duszy. Czego z kolei można było się domyślić, ponieważ wszystkie baśnie mają ten sam oklepany slogan: "Warto być dobrym". Z resztą trochę niepoważne jest by utrwalać dzieci wierze, że za dobre zachowanie zostaną wynagrodzone. Tak nie będzie, życie ich tego nauczy. Nie uważam oczywiście, że demoralizacja pociech w wieku przedszkolnym jest ok. Po prostu... sama siebie nie przekonuję.
Na gołej części ramion, czułam rozchodzące się pod skórą ciepło. Potarłam to miejsce, gdy zaczęło mnie piec od nieustającego skwaru. Stwierdzam, że koszmarną decyzją było założenie dziś jeansów.
Zamknęłam oczy wsłuchując się w szum morza. Brzmiało jak krzyk tysiąca wyczerpanych ludzi. Samo takie myślenie przyprawiało mnie o dreszcze. Zrobiliśmy sobie postój, ponieważ pan Jackson stwierdził, że lepiej było by, żebym przed oficjalnym przybyciem do Obozu miała już dwoje rodziców. O ile nie będą pobierać mi krwi do testu DNA, dla mnie bomba. Pod powiekami zaczęły pojawiać mi się czarne plamy, więc otworzyłam oczy.
Nic się nie zmieniło oprócz tego, że teraz pan Jackson stał z dziwnym pudłem szmatek. Podszedł do mnie i postawił go na masce samochodu. Teraz miałam możliwości, by mu się przyjrzeć. W kartonie po sprzęcie AGD leżały różnokolorowe skrawki materiału. Każdy miał na sobie wyszyty dziwny symbol. Przekrzywiłam głowę i sięgnęłam po jeden z nich. Pan Jackson delikatnie zatrzymał moją rękę i pokręcił głową.
- To mogło by się źle skończyć- powiedział- ludzka skóra może mieć styczność tylko z jednym dowodem na istnienie bogów na raz. Będę Ci podawał po kolei każdą z kram, aż pojawi się "więź". Twój ojciec powinien się ujawnić, gdy Cię wyczuje.
- Nie rozumiem- na moje stwierdzenie James prychnął głośno.
- Każdy z tych materiałów tzw. krama- pan Jackson delikatnie wziął jeden, ten z naszytym piorunem.- ma na sobie ślad obecności boskiej np. jego dotyk. Gdy nieśmiertelny rodzic odczuje obecność swego dziecka na 90% ujawni się. Wprowadziliśmy tą metodę parę lat temu, zaoszczędza dużo czasu. No dobrze, spróbuj ten należąc do Zeusa.
- Nie rozumiem- na moje stwierdzenie James prychnął głośno.
- Każdy z tych materiałów tzw. krama- pan Jackson delikatnie wziął jeden, ten z naszytym piorunem.- ma na sobie ślad obecności boskiej np. jego dotyk. Gdy nieśmiertelny rodzic odczuje obecność swego dziecka na 90% ujawni się. Wprowadziliśmy tą metodę parę lat temu, zaoszczędza dużo czasu. No dobrze, spróbuj ten należąc do Zeusa.
Podał mi żółtą, drogocenną "szatkę". Ujęłam ją obiema dłońmi czekając na skutki. W dotyku była gładka jak jedwab. Przejechałam kciukiem delikatnie po krawędzi, a chustka kopnęła mnie prądem. Tak mnie przestraszył ten ruch, że aż pisnęłam.
- To nie Zeus- odezwał się James patrząc na moje ręce.- sprawdź Demeter.
Jak najszybciej pozbyłam się żółtej, a złapałam za zieloną kramę. Na grzbiecie wyszyty było drzewo o bujnej kronie. W dotyku była całkiem inna niż "szmatka" Zeusa. Chropowaty wierzch pokrywała jakby warstwa sylikonu nadając jej sprężystości. Tym razem nie ruszałam rękoma nie chcąc prowokować bogini do zadania mi bólu. Mimo moich usilnych błagań krama wypuściła pnącza. Cieniutkie jak nitki gałązki zaczęły oplatać moją rękę. Swoją drogą nie wiem czemu sprawdzaliśmy Demeter, przecież mam już matkę. Kolejne próby również nie przynosiły pożądanych skutków. Najbardziej w pamięci zapadły mi te Posejdona i Aresa. Gdy dotknęłam kramy boga mórz, zostałam oblana słoną wodą po łokcie. To i tak nijak się nie umywa do amoku jakiego dostałam podczas próby Aresa. Zrobiłam się nadpobudliwa. Chodziłam we wszystkie strony, i gdyby nie pan Jackson z pewnością rzuciłabym się z pięściami na Jamesa.
- Ta należy Hermesa- Chwyciłam błękitną kramę. Na wierzchu wyszyty był patyk opleciony dwoma wężami. Gdy zahaczyłam paznokciem o jej brzeg, tarcie wywołało w moim ciele nieprzyjemny dreszcz. Zazgrzytałam zębami ciekawa, jakie skutki ciągnie za sobą "szmatka" Hermesa. Z opowieści pana Jackson wywnioskowałam, że bóg złodziei był fajnym facetem. Zabawny i zawsze uśmiechnięty, nie przeszkadzało by mi, gdyby okazał się moim ojcem. Chodzilibyśmy razem do parku i rzucali wrotkarzom patyki pod nogi, jak w filmie z Adamem Sandlerem. Pomodliłabym się, by wynik testu w tym momencie okazał się moim ojcem, gdybym wiedziała do kogo. Są może jakieś specjalne pieśni? Jak nie to chętnie sama ułożę. Zacznie się od słów "Ooo boska maso niepojęta, która olewała mnie od momentu mego poczęcia". Nieważne, potem nad tym popracuję.
Poczułam mrowienie w okolicach palców dłoni. Widziałam kiedyś horror, w którym różnej maści robale pożerały ludzi. Czułam coś podobnego tylko bez bólu. Powoli drętwiało mi całe ciało. Miałam wrażenie, że w ciągu 5 sekund przytyłam 20 kilogramów. Nigdy nie miałam problemu ze swoją wagą. Był to mało znaczący detal w moim życiu. Nie powiem, że wygląd wewnętrzny mnie nie obchodził. Bo obchodzi i to bardzo, byłam płytka. Nie jest prawdą stwierdzenie, że ktoś nie zwraca uwagi na aparaturę innego człowiek. Oczywiste jest, że starsza pani akurat wracająca z kościoła, która głosi wszem i wobec, że jako dzieci boże wszyscy jesteś tacy sami, nie podejdzie do ubranego na czarno gota rozmawiając z nim przyjaźnie. No dobrze, to nie był dobry przykład. To byłaby hipokryzja.
Potrzebowałam dokładnie sekundę, by zrzucić swój ciężar. Czułam się, jakby wszystkie moje kości napompowały się powietrzem. Ciało pozostało w bezruchu, lecz od kręgosłupa rozchodził się dziwny ucisk ciągnący mnie w górę. Ręce i nogi wkrótce się poddały jego woli. Uczucie było podobne do siły z jaką wodą wypychała nas na powierzchnię. Brakowało mi powietrza. Ból w piersi wzrastał równomiernie z wysokością. Nie tak to sobie wyobrażałam. Jako córka Hermesa powinnam z łatwością ptaka poruszać się w powietrzu, a ja się dusiłam.
Z rąk wysunęła mi się wełniana krama i wszystko ustało. Opadłam na kola krztusząc się z nadmiaru powietrza w płucach. Całe ciało wydawało mi się niebotycznie ciężkie. James objął mnie w tali pomagając zachować równowagę. Krew znowu zaczęła płynąć, dostarczając mi czucia do wszystkich kończyn. Tupnęłam parę razy stopami starając się pozbyć nieprzyjemnych igieł wbijających mi się w skórę.
Ooo boska maso niepojęta, która olewała mnie od momentu mego poczęcia i olewa mnie, i teraz zdecyduj się w końcu!
- Może Hades?- Spróbował jeszcze raz James odchodząc ode mnie na pare kroków.
- Chcemy znaleźć jej ojca, a nie ją zabić, Jam- Pan Jackson wpatrywał się w pudełko ze zmarszczonymi brwiami.- byłem pewny, że Hermes to strzał w dziesiątkę
- Jeszcze jakieś genialne pomysły?- Spojrzałam wyczekująco po każdym z nich. Percy podrapał się po potylicy, a James przyjrzał mi się. Jego wzrok prześledził od mojej głowy po buty i z powrotem. W jednej chwili poczułam się naga. Jego oczy bacznie obserwowały każdy centymetr mojego bladego ciała. Patrzył na mnie, ale nic nie widział. Myślami był gdzie indziej. Jego prawa ręka uniosła się do brody wystukując na niej w jedynie sobie znany rytm. Odwróciłam się w stronę morza próbując stłamsić rosnące mi w sercu rozczarowanie. Mama zawsze mówiłam mi, że jestem wyjątkowa. Każda to mówi, ale moja miała rację. Znalazłam się w nikłych 10%, na które nie działa próba z kramami. Kopnę ją następnym razem, gdy to powie.
- Chcemy znaleźć jej ojca, a nie ją zabić, Jam- Pan Jackson wpatrywał się w pudełko ze zmarszczonymi brwiami.- byłem pewny, że Hermes to strzał w dziesiątkę
- Jeszcze jakieś genialne pomysły?- Spojrzałam wyczekująco po każdym z nich. Percy podrapał się po potylicy, a James przyjrzał mi się. Jego wzrok prześledził od mojej głowy po buty i z powrotem. W jednej chwili poczułam się naga. Jego oczy bacznie obserwowały każdy centymetr mojego bladego ciała. Patrzył na mnie, ale nic nie widział. Myślami był gdzie indziej. Jego prawa ręka uniosła się do brody wystukując na niej w jedynie sobie znany rytm. Odwróciłam się w stronę morza próbując stłamsić rosnące mi w sercu rozczarowanie. Mama zawsze mówiłam mi, że jestem wyjątkowa. Każda to mówi, ale moja miała rację. Znalazłam się w nikłych 10%, na które nie działa próba z kramami. Kopnę ją następnym razem, gdy to powie.
- Farbujesz włosy?
Pan Jackson i ja spojrzeliśmy na Jamesa kompletnie zaskoczeni. Nigdy nie spodziewałam się usłyszeć te słowa z jego ust, prędzej wygrałabym olimpiadę matematyczną. Sam zainteresowany nie wydawał się szczególnie przejęty swoim zachowaniem. Pan Jackson kiwnął na mnie głową, zachęcając do odpowiedzi.
- Żartujesz sobie?- wydukałam. Z braku jakiejkolwiek reakcji ze strony chłopaka domyśliłam się, że mówi serio. Szarość jego oczy stała się przerażająco metaliczna.- To znaczy nie, to mój naturalny kolor.
- Są złote- Chłopak szybkimi krokami podszedł do mnie. Kosmyk moich włosów dostał się miedzy jego kciuk a palec wskazujący. Przejechał nimi po całej długości włosa, a potem opuścił rękę.- Prawie tak jasne jak...
- Światło. Że też ten młokos wpadł na to przed mną...- Pan Jackson na raz podchwycił sposób myślenia syna. Szukając kolejnej kramy w kartonie mruczał coś pod nosem. Znalezienie odpowiedniej kramy nie zajęło mu dużo czasu. Odwrócił się do mnie.- Zadaje sie, że to nasza ostatnia szansa.
Spojrzałam nieufnie na materiał. Na wierzchu cienkim ściegiem wyszyta została lira w okręgu. Krama zrobiona była z dwóch przeplatających się nitek: złotej i srebrnej. Wiedziona instynktem powiodłam spojrzeniem po bransoletce, którą dostałam od mamy. Zrobiona była z tych samych kolorów co krama, i wtedy do mnie dotarło. Ona wiedziała, od początku wiedziała.
Bez wahania chwyciłam za delikatny materiał. Leciutki impuls wstrząsnął kramą. Momentalnie oślepiło mnie światło. Uczucie jakie mi w tej chwili towarzyszyło, było porównywalne do zwiedzania słońca. Przymrużyłam oczy, a potem zakryłam je rękoma. Nic się nie zmieniło, nadal byłam otumaniona obezwładniającym blaskiem. Czerwone i czarne plam równocześnie pojawiły się pod powiekami. Wszystkie dźwięki sprawiały wrażenie dziesięciokrotnie głośniejszych. U dołu brzucha poczułam bolesne ukłucie, a dłonie mocno zacisnęły się na kramie. Widocznie rozgniewało to boga.
Najpierw poczułam mrowienie. Delikatne drapanie, które na swój sposób było przyjemne. Subtelne uczucie przemieniło się w pieczenie. Mimo tego, że ból w piersi wzrastał nie była to granica mojej wytrzymałości. Zacisnęłam zęby, jednocześnie ranią dolną wargę. Na języku poczułam smak krwi.
Zimno. To jedyna co potrafiłam czuć, zimno. Otworzyłam oczy i z ulgą przyjęłam, że przestałam świecić jak gwiazda polarna, a nieprzyjemne pieczenie ustąpiło. To z pewnością była najbardziej męcząca próba jaką przeżyłam. Pan Jackson i James stali dwa metry ode mnie, a na ich twarzach widoczne było rozczarowanie. Rozejrzałam się dookoła. Percy powiedział, że w przypadku uznania zawsze pojawia się jakiś znak. Zazwyczaj jest to symbol tego boga lewitujący nad głową heros. Niekiedy zdarzało się też, że rodzic osobiście przychodził by "pogratulować" swojemu dziecku. Mimo wielkiego oddania jakim odznaczał się Pan Jackson w stosunku mieszkańców Olimpu, wyczułam, że nie jest do końca zadowolony ze statystyk dotyczących sierot wśród herosów. Moje rozpoznanie nie przyniosło, żadnych skutków- ojciec się nie pojawił.
Otworzyłam usta, by rzucić jakąś kąśliwą uwagę na temat moich świetlistych włosów, ale wtedy to poczułam. Ból i światło pojawiły się niespodziewanie. W jednej chwili czułam jak ogień trawi całe moje ciało. Po kolei każda komórka płonęła nie ustając ani na chwilę. Czułam się jakby ktoś obdzierał mnie ze skóry. Nogi, brzuch, ręce i głowa. Czaszkę rozsadzał mi pulsujący ból uniemożliwiając jakąkolwiek ocenę sytuacji. Wrzeszczałam i kuliłam się z bólu. Nie potrafiłam wymyślić rozsądnego rozwiązania. Płakałabym, gdybym miała czym. Moim ciałem wstrząsnął tylko niemy szloch. W ustach czuła okropną suchość, choć nie było to zwykłe pragnienie.
Wyobraź sobie, że znajdujesz się na pustej przestrzeni. Bujne pole wysuszonej trawy jest jedyną rzeczą godną uwagi. Słońce uporczywie grzeje Ci głowę. Głucha cisze, żadnego dźwięku, prócz Twojego oddechu i namolnego łomotania serca. Pierwsze co wpada Ci do głowy to opuścić to miejsce. Dochodzisz do krawędzi pustkowia i natrafiasz na szklaną ścianę. Twoje ręce przesuwając się w górę i w dół po powierzchni szyby próbując wyczuć szparę. Szukasz drzwi bądź jakiegokolwiek wyjścia, jak zrobiłaby to każda zdrowa osoba. Nie ma. Jesteś szczelnie zamknięty, a od strachu rozbolała Cię głowa. A teraz wyobraź sobie cztery dni w tym upalnym słońcu bez łyka. Na skórze pojawiły się bąble świadczące o poparzeniach, a język wysechł na wiór. Całe ciało nieprzyjemnie swędzi, a każdy ruch wywołuje kolejną falę bólu. Nie masz na nic siły. Mięśnie powoli wiotczeją, a Ty dostajesz szału od monotonii tego samego pejzażu. Na obrazach mógłby się wydawać piękny, w świecie realnym to koszmar. Pomnóż to razy 10, a dowiesz się co czułam.
Jedyne czego byłam świadoma to własnego krzyku, póki nie zabrakło mi tchu. Dusiłam się. Pierś falowała mi szybko i otworzyłam usta walczącą o kolejny wdech. Ból w okolicach głowy wzrastał i rozprzestrzeniał się, jakby mierząc się z płucami, które pierwsze pozbawi mnie przytomności. Serce ciężko obijało mi się o żebra. Przed oczami pojawiły się czarne plamy. Rozświetlony morski krajobraz zaczął ginąć w cieniu. Chwiejnie cofnęłam się parę kroków.
Węzeł u nasady brzucha rozplótł się, a mnie ogarnęło nieznane dotąd uczcie. Zachłysnęłam się powietrzem, które nagle dotarło się do moich płuc. Poczułam się silna, aczkolwiek ból głowy nadal mi dokuczał. Podniosłam ręce do góry przyglądając się im. Skóra była zwyczajnie blada i brakowało na niej śladu po jakimkolwiek poparzeniu. Widocznie moment mojej męki nie wywarł żadnych skutków na ciele. Odzyskałam równowagę i rozejrzałam się wokoło. Ziemia w promieniu metra ode mnie była wypalona. Odgarnięty piasek stanowił dokładny kres mojego "koła zagłady". Pan Jackson i James stali dwa metry dalej zasłaniając oczy przed blaskiem. Uspokoiłam oddech, lecz światło nie znikało. Zaczęłam się rozglądać za źródłem tajemniczego blasku, ale nie znalazłam go. Usłyszałam buczenie, której z każda chwilą przybierało na mocy. Uniosłam oczy do góry dokładnie w momencie, kiedy lira, taka sama jak na kramie, eksplodowała mi nad głową. Impuls świetlny rozszedł się na wszystkie strony kąpiąc świat w jasności.
A potem wszystko się skończyło. Ból, blask i gorąc odeszły. Zdałam sobie sprawę co się stało dokładnie w momencie, gdy pan Jackson skinął mi delikatnie głową.
- Witaj, córko Apolla.
~*~
Trzymając w ręce pomarańczową koszulkę i czarne szorty zastukałam delikatnie w drzwi jasnego domku. Z zewnątrz wyglądał schludnie. Mała chatka nie wyróżniała się niczym na tle innych. Na parapetach nie było roślin, za to ściany ozdabiało parę prześlicznych rysunków kwiatów. Mury domku pomalowane nierównomiernie były jasno żółtą farbą. Kolor w niektórych miejscach by ciemny, a w innych w brawie tak nikły, że prawie biały. Gołym okiem dało się rozróżnić pociągnięcia szerokim pędzlem malarskim. To wszystko nadawało chatce zawadiackiego wyglądu. Szyld nad drzwiami głosił, że przechodni miał do czynienia z domkiem Apolla, boga słońca i sztuki. Proste litery zajmowały miejsce jedna koło drugiej.
Drewniane drzwi ze znakiem słońca strzegły tajemnic herosów mieszkających w środku. Uchyliłam je przestraszona skrzypnięciem jakie wydały. Wzięłam dwa oddechy i pchnęłam je pewniej.
W pieszej drodze do Obozu pan Jackson opowiadał mi trochę o domku Apolla i nim samym. Podobno jest sympatycznym i zabawnym facetem, który nie potrzebuje światła, bo swoim śnieżnobiałym uśmiechem oślepić wszystkich wkoło. Percy mówił też coś, że jeżeli jestem podobna do ojca nie powinnam brać się za poezję. Nie mam najmniejszego pojęcia o co mu mogło chodzić. Obecnie grupowym budowli boga słońca był 17- letni Chris. W samym domku mieszkało 16 osób, w tym jedna dziewczyna. Od zawsze miałam tylko mamę, a teraz do mojej rodziny wpisywać się miało jeszcze moje liczne rodzeństwo i ojciec.
Postawiłam delikatnie stopę na drewnianym parkiecie wchodząc do pustego pomieszczenia. Domek z zewnątrz wyglądał na 4 razy mniejszy. Na przeciwko wejścia znajdowała się para drzwi- jedno z nich prowadziło najprawdopodobniej do łazienki, a drugie do małej garderoby. Przy dwóch przeciwległych ścianach stały łóżka i stoliki nocne, dla każdego taki sam zestaw. Niektóre posłania były zmierzwione, inne porządnie pościelone. Przynajmniej na połowie z nich zauważyłam różnego rodzaju broń wysypującą się z kufra przy nogach łoża. Bez wiedzy ilu mam braci sama świetnie bym to odgadła. Tylko jedno łóżko miało różowo-fioletową pościel i misie posadzone u wezgłowia. Podeszłam do niego przyglądając się pluszakom i rysunkom przyczepionym nad łóżkiem. Obrazki wykonane był ręką 8 letniego dziecka, choć z pewnością miało ono talent. Koniki, kwiatki i baletnice pokolorowane były sprawnie, bez wychodzenia za linie. Nie zabrakło też takich typu "moja rodzina", na których ponad tuzin patyczaków trzymał się za ręce. Rozczuliła mnie myśl, że może kiedyś ja też się na nim znajdę. Napis na kufrze głosił Suzanne- ładne imię. Powstrzymałam się przed zaglądnięciem do środka, myszkowanie w cudzych rzeczach nie miało miejsca w mojej naturze. Na nie wysokim stoliku obok stała fioletowa lampka w żółte słońca i książka z baśniami braci Grimm. Jedna z szuflad nie domykała się, a z środka wystawała ręka lalki Barbie.
Przeniosłam wzrok na łóżko obok. Widocznie Suzanne będzie moją sąsiadką. Pościel była porządnie zasłana. Drewniany kufer lśnił czystością, a na szafce nocnej nic nie stało. Przesunęłam dłonią po miękkim błękitnym kocu i uśmiechnęłam się do siebie.
- Ty jesteś Elizabeth?
W drzwiach stał wysoki chłopak. Smukła sylwetka poruszała się z gracją, gdy do mnie szedł. Nie patrząc pod nogi ominął skrzypiącą deskę, na która ja nie omieszkałam wcześniej wejść. Musiał być tu wystarczająco długo, by pamiętać takie szczegóły. Z jego przystojnej nie schodził uśmiech. Nawet jego błękitne oczy się śmiały. A były piękne, sprawiały wrażenie jakby ktoś na tafli lazurowego morza rozbił na kawałki białe szkło. Krótko ścięte, złote włosy by uderzająco podobne do koloru moich. Przy każdym jego ruchu od blond czupryny odbijało się światło. Chłopak miał na sobie taką samą pomarańczową koszulkę jak ja i dżinsowe spodnie khaki.
- Percy właśnie mi powiedział, że mam kolejną siostrzyczkę. Nazywam się Chris- Uśmiechnął się szeroko i mocno przytulił mnie do siebie. Musiał wykonywać przed chwilą jakieś fizyczne ćwiczenia, bo był delikatnie spocony. W ogólne mi to nie przeszkadzało, więc także go objęłam. Mimo, że przytulałam się z obcym człowiekiem, było w tym coś uspokajającego. Odsunął mnie na szerokość ramion przyglądając się mojej twarzy.- Nareszcie jakaś dziewczyna, Su się ucieszy, gdy jej powiem. Lubisz się bawić we fryzjera prawda? Bo z tą małą nie ma za dużego wyboru.
Spojrzałam na stolik nocny dziewczynki, na który leżały grzebienie, gumki i spinki. Włosy były jedyną rzeczą, której nie pozwalałam nikomu dotykać. Mama często ubolewała nad faktem, że nie pozwalam jej pleść warkoczy, czy robić wymyślnych koków. Nie zgadzałam się na te mordercze zabiegi, gdyż czesanie przez kogo innego sprawiało mi ból. Tylko ja sama wiedziałam jak manewrować szczotką, by oszczędzić jak najwięcej kosmyków. Przymusowa zabawa w fryzjera nie za bardzo mi się uśmiechała. Christopher widząc mój grymas pokiwał głową, jakby dokładnie wiedział co mam na myśli.
- Taki los dzieci Apolla- powiedział smętnie, ale uśmiech ani na chwilę nie zgasł - dać się wykorzystywać siedmiolatce. Ale tym się zajmiemy później- Zatarł ręce.- Wszyscy mają teraz zajęcia, a że nie ma sensu tego odkładać, Ty też zaczniesz zaraz trening.- zamilkł czekając na moją reakcję. Chyba dopiero teraz zdał sobie sprawę, że od jego wejścia ani razu się jeszcze nie odezwałam.
- Dobrze- powiedziałam pewnie.
- To super- O dziwo uśmiechnął się jeszcze szerzej.- Tam jest łazienka- Wskazał palcem drzwi po lewej.- Przebierz się, a rzeczy możesz zostawić na swoim łóżku.
Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam i ruszyłam w do łazienki. Uchyliłam białe drzwi niepewna co zobaczę. Łazienka, jak przystało na tak duży domek, również była ogromna. Błękitne, białe i srebrne płytki przeplatały się tworząc ciekawy wzór. Na całej długości lewej ściany znajdowało się się lustro. Nie było ona czyste, wręcz przeciwnie. W różnych miejscach na powierzchni zwierciadła znajdował się rysunki z pasty do zębów. Podeszłam bliżej przyglądając się każdemu. Nie były to arcydzieła, lecz zwykłe szkice np. bokserek z podpisem "gacie Toby'ego" albo walczących Iron Mana i Batmana. Nie zabrakło także jednorożców, które z pewnością należały do Suzanne. Na blacie pod lustrem znajdowało się kilka umieszczonych w rzędzie umywalek, jak w centrum handlowym. Wszędzie leżały różnego rodzaju płyny po goleniu, perfumy, czy maszynki do golenia. Odkręciłam jego z mleczek nawilżających do podrażnionej skóry i zaciągnęłam się przyjemnym zapachem. Widać było, że chłopcy dbają o mała prywatność Su, gdyż nawet kran miała osobny. W różowym kubeczku w lizaki stała szczoteczka do zębów o trzonie w kształcie księżniczki i truskawkowa pasta do zębów. Obok pojemniczka stało czekoladowe mydło do mycia rąk.
Na przeciwko drzwi wejściowych znajdowała się wąska wanna i kabina prysznicowa. Na przeciwko lustra stał sedes i ogromna komody. Każda półka, z podpisanym poniżej imieniem, zajęta była przez równo poskładane ręczniki. Przez chwilę poczułam się jak intruz. Postarałam się, by ta myśl jak najszybciej opuściła przestrzeń mojego umysł i przebrałam się w rzeczy, które dostałam od pana Jacksona.
Wyszłam do Chrisa, lecz on nie był sam. Koło chłopaka stała śliczna szatynka. Mimo swojego wysokiego wzrostu nadal wyglądała delikatnie. Na szczupłe ramiona opadała kaskada ciemnych pukli. Przy każdym jej ruchu podskakiwały zasłaniając owalną twarz. Cerę miała jasną, ale nie bladą. Na wysokich kościach policzkowych widać było rumieńce. Jej szare oczy błyszczały, ale nie tak jak Chris. Widziałam ją wcześniej, gdy walczyła na arenie z Jamesem. Dziewczyna była teraz zirytowana, a ja miałam przeczucie, że to nie wróży nic dobrego.
- Co mnie interesuje, że Fred zaczął?- W jej melodyjnym głosie dało się wyłapać francuski akcent.- Jeremy ma mu oddać tą przeklętą..
Na mój widok przerwała swój wywód. Jej głowa przechyliła się śmiesznie na prawo sugerując, że dziewczyna jest mną zainteresowana. Z jej oczu zniknęła chłód, widocznie kłócenie się z Chrisem było dla niej przykrym obowiązkiem. Obeszła chłopaka, a mi jej ruchy przywiodły na myśl panterę. Uśmiechnęła się delikatnie, co pozwoliło mi dostrzec dwa dołeczki w jej policzkach i wyciągnęła do mnie rękę.
- Sam
- Elizabeth- Odwzajemniłam uśmiech patrząc, jak na jej twarzy pojawia się zimna kalkulacja mojej osoby.
- Nie widziałam Cię tu wcześniej- Ni to spytała, ni stwierdziła.
- Dopiero przyjechała- wtrącił Chris- Właśnie szliśmy do zbrojowni.
Na twarzy Sam pojawił się drapieżny uśmiech, a w oczach rozbawienie. Teraz nie miałam wątpliwości, że dziewczyna uwielbia drażnić blondyna stojącego obok. Z pewnością byli dobrymi przyjaciółmi.
- Ty chcesz jej pokazać broń?- Odwróciła się do mnie i poruszyła wargami tak, by ułożyły się w słowo "szaleniec".- Ja to zrobię, Chris. Kto w końcu lepiej się na tym zna od córki Aresa?
- Czy ja wiem...- syn Apolla podrapał się po głowie w zastanowieniu.
- Nic nie wiesz. W tym właśnie rzecz, bęcwale- Sam przełożyła moje rzeczy do rąk Chrisa i złapała mnie pod ramie prowadząc do wyjścia. Rzuciłam przepraszające spojrzenie braty, ale nie opierałam się. Byłam wręcz podekscytowana znajomością z taką dziewczyną. Wymaszerowałyśmy ramię w ramię, choć jej znalazło się parę centymetrów nad moim.
TA DAAM! Przepraszam za czas i jakość, ponieważ pierwotna wersja była dużo lepsza. Niestety mój komputer jest całym systemem przeciwko mnie i usunął mój pierwszy tekst. Jeżeli w rozdziale powyżej spodobało Wam się choćby jedno zdanie, zapraszam do napisania kropki w komentarzu.
Pierwsza! Zaraz skomentuję :P
OdpowiedzUsuńOczywiście - wysyłając mi fragment, przerwałaś w najlepszym momencie!
UsuńPomysł z kramami - genialny! Jak już Ci pisałam XD
Ale czemu to było dla niej takie bolesne? Współczuję, ale też jestem zachwycona, że jej ojcem jest Apollo - mój ulubiony bóg, który zapewne byłby też moim ojcem... Wiesz. Pisarstwo i te sprawy :D
Genialnie to wszystko opisałaś - mogłam idealnie wczuć się w sytuację głównej bohaterki.
Ślicznie przedstawiłaś domek Apolla. Chris wydaje się idealnym materiałem na starszego brata i już nie mogę się doczekać kiedy poznamy małą Su :D
I mam nadzieję, że Elizabeth zaprzyjaźni się z Sam, który już na pierwszy rzut oka wydaje się genialna.
Cóż mogę jeszcze napisać?
Genialne *.*
Tak, Elizabeth i Sam będą gotowe wskoczyć w ogień za tą drugą.
UsuńPozdrawiam, puck
Czemu przerwałaś w takim momencie? Chce jeszcze!
OdpowiedzUsuńZ tej perspektywy to zastanawiam się, czy takie uznawanie herosów jest dobre. Niby szybciej wszystko idzie, ale zdecydowanie jest bardziej bolesne, a James z pewnością chciał ją trochę torturować :D
Pan Jackson rządzi! Poważnie! Uwielbiam jego tekst:
"Chcemy znaleźć jej ojca, a nie ją zabić, Jam" - uwielbiam >3<
Dialogi ojca z synem są moim zdaniem najlepsze! Nie wspominając o teksie pana Jacksona, który wspomina o nie-rymowaniu xD Gdy tylko Elizabeth to zaczęła, było wiadome do kogo należy i nawet, gdyby Apollo się nie przyznał... po prostu nie mógłby jej nie uznać :3
Wiedziałam, że to Apollo! Już na początku o tym wspominałam! Nie? Prawda? Miałam rację! Czuje się jak Sherlock :D
Już trochę entuzjazm mi opadł, choć nadal mam ochotę piszczeć ze szczęścia z powodu nowego rozdziału, jak również wzdychać "achy" i "ochy" z powodu Twoich wspaniałych opisów! Nigdy, chyba w najśmielszych snach nie dorównam Ci w tym! Jeżeli mówisz, że ten rozdział nie wyszedł tak jak chciałaś... gdy tylko skończysz bloga (a musisz go skończyć!) zabierz się za pisanie opowiadania i idź z nim do jakiejś redakcji i niech publikują Twoją książkę, bo zrobią to z pewnością!
Przeczepię się jednak do tekstu... mogłabyś go wyjustować? Wyrównać? Bo jakoś ciężko się czyta, gdy jest pośrodku :)
Super, po prostu super to wszystko wymyśliłaś, a ja podobnie jak Elizabeth nie lubię, gdy ktoś bawi się moimi włosami (inna smyranie lub drapanie po plecach, wtedy jestem cała Wasza!). Jedna siostra? No cóż, przynajmniej Elizabeth nauczy się jak gadać z chłopakami i będzie miała obstawę, gdyby James znów ją dręczył Kramem (tak to się odmienia?) od Hadesa :D
Sam mi się spodobała, ale coś mi się wydaje, że pomęczy główną bohaterkę, aby zbliżyć się do młodego Jacksona. No i zastanawiam się, czemu kłóci się z Chrisem... a właśnie, kiedy wprowadzisz pewną postać?
Po prostu ja już się nie mogę jej doczekać >.<
Co jeszcze mogłabym napisać?
Uwielbiam Twoje opisy, ale mam ochotę wyrywać sobie włosy z głowy, że jest tak krótki, bo z chęcią czytałabym go dalej! Jak się dorwałam to oderwać nie mogłam! Mam nadzieje, że nie karzesz Nam (zwłaszcza mi) czekać tak długo na kolejny rozdział, bo się popłaczę! Ostrzegam! :D
Po prostu nadal wzdycham z zachwytu... ach... och... wow...
Nie po prostu uwielbiam ten rozdział! Nie po prostu jestem tak zachwycona, że nic logicznego już nie napiszę :3 Pochwale Cię może jeszcze e-mailowo!
Życzę morza weny, góry pomysłów i mnóstwa czasu! (Przy czym mniej klasówek, sprawdzianów i kartkówek!)
Pozdrawiam ^^
Wiesz co.. po tym jak zdecydowałam się na "sama wiesz co" *konspiracyjny szept*, doszłam do wniosku, że powinnam zmienić charakter postaci Chrisa w tym opowiadaniu. Taki właśnie będzie Twój Christopher. Zero romantycznych relacji z główną bohaterką. Chcę z robić ten tekst bardziej ambitnie, wiec zrezygnowałam z uczuciowych intryg. Ale nie popadnij w przekonanie, że ze mną bedzie im łatwo. O nie, nie..... *złowieszczy chichot*
UsuńWidzisz nawet Ty mówisz o nim "Pan Jackson", a nie "Percy" :D Moim zdanie zwarcanie sie do niego na per "pan" jest zabawne. Miło mi, że uważasz, że rozmowy Jama i pana Jacksona są fajne, bo mi też się podobają.
I co? Teraz będziesz szpanować, bo zgadłaś kim jest ojciec Elizabeth? Tu Cie zaskocze, bo ja też wiedziałam! I co Ty na to?
Opisy jak opisy. Miałam dziś dobrą passę, więc to wykorzystałam :D
Przepraszam za problemy z tekstem, ale szablon jest zrobiony w ten sposób, a ja nie mam pojęcia jak to zmienić. Trochę techniki i już się gubię.
Och mogę Cię zapewnić co do czystych intencji Sam. Nie zależy jej na Jamesie w taki sposób jak myślisz. W pewnie sensie będzie ona dobrą duszczyczką ich przyszłego związku.
Pozdrawiam, puck
No wiesz! Jak mogłaś :D Ja tak liczyłam na mały romansik...
UsuńJestem, więc ciekawa, czy łączy go coś z Sam?
Ja to romansu szukam wszędzie xD
Po prostu teraz Percy zachowuje się tak dojrzale, że... mówienie per "pan" mi najbardziej odpowiada, a przy okazji spytam się, czy masz zamiar wprowadzić Annabeth? Bo szczerze jestem ciekawa, jak ona by była w Twoim opowiadaniu!
To się nie liczy! Ty jesteś bogiem tego opowiadania i masz wiedzę o wszystkim! Więc dalej będę szpanować! Pochwale się nawet mojemu tatusiowi! Niech wie, że wbrew pozorom jestem jak drugi Sherlock w wydaniu damskim xD
No mam nadzieje! Bo w przeciwnym razie naślę na Sam Maggie, albo jej syna, a ten jest groźniejszy od mamusi :D
Pozdrawiam ^^
Nienawidzę, gdy Annabeth w opowiadaniach przedstawiana jest jako zimna małpa. U mnie będzie ciepłą i zabawną osobą, z którą każdy się liczy.
UsuńW imieniu Sam błagam o litość.
Pozdrawiam, puck
Rozdział wspaniały! Bardzo mi się podobał. Nawet nie wiesz, ile na niego czekałam xD W końcu dowiedziałam się, czyją córką jest Elizaheth :P Apollo! Wspaniale to wszystko opisałaś. Cud miód! ^.^ Od teraz nasza bohaterka będzie miała aż tylu braci, tak? Wow! Dobrze, że nie będzie jedyną dziewczyną. Ja bym nie wstrzymała :D Ta Sam (tak?) nie robi pozytywnego wrażenia. Bynajmniej na razie. Może ją kiedyś polubię? Kto wie :P Czekam na nowy rozdział i dodaj go szybko! Potopu weny życzę, buziaczki ;***
OdpowiedzUsuńPS. U mnie nn. Zapraszam (:
madziula0909
Dziękuję za komentarz i moge Cie zapewnić, że polubisz Sam.
UsuńPozdrawiam, puck
AA w końcu! (szaleńczy pisk maniaczki blogowej)
OdpowiedzUsuńNie mogłam się oderwać, Merlinie! Jak zaczęli szukać jej tego ojca, na prawdę nie wiem jak James (a niby taki inteligentny, och i ach) kazał sprawdzać Demeter, no cóż, potwierdzenie, że uroda rzadko idzie w parze z inteligencją:D
Genialne to było, a potem jak zaczęli rozprawiać o jej kolorze włosów, to już wiedziałam, że to strzał w 10! I żeby nie być tak leniwą wytężyłam resztki swojego rozumku i zastanowiłam się, kto miał złote włosy z bogów. Triumfalny okrzyk - mój De popatrzył się jak na maniaczkę i wariatkę wypuszczoną z psychiatryka - APOLLO!
Późno się domyśliłam, ale jednak:) Biorąc pod uwagę mój znikomy poziom wiedzy na temat tej serii to sukces przez wielkie eS:)
Suz mnie rozczuliła, najbardziej ta wystająca lalka z szuflady i kubek w lizaki, czekam na jej opis, chcę wiedzieć wszystko! Mieć tylu braci, zawsze chciałam mieć choć jednego, zazdroszczę:)
Opisy odczuć podczas dotykania kramów, WOW! szacun!
Z miejsca polubiłam Sam, córka Aresa:) To chyba mój ulubiony bóg, a może jedyny którego dobrze zapamiętałam z lekcji historii:D W każdym bądź razie ciesze się, że Lizzi zakumplowała się właśnie z nią:) Ares - mój psiunek kochany tak się wabi:) Też jest zadziorny i waleczny!
W ogóle cudnie! I nie wiem jak już mogłaś przerwać, ja chcę więcej.
Pozdrawiam!
Poźniej sie przekonasz jak cholernie nteligentny jes James, tylko zaczekaj!
UsuńPozdrawiam, puck
Zapraszam na nn ^.^ Pozdrawiam ;***
OdpowiedzUsuńO Dżizas :)
OdpowiedzUsuńTen pomysł z kramami jak dla mnie rewelacyjny. Bardzo mi się podobało jak opisywałaś co działo się z nią kiedy przymierzała kolejne ciuszki, no i fragment z bransoletką kiedy okazało sie, że ma podobne kolory do kremu Apolla. I że jej matka wiedziała, to mnie zadziwiło.
To chyba dobra wiadomość, że jest córką akurat tego boga? Zastatnawiam sie jakby to było mieć w dowodzie imiona rodziców: Apollo i Teresa :) Boże jedyny, aż sie w głos zaśmiałąm :)
Opis domku Apolla świetny, masz bardzo giętki język, naprawdę, nie odbierz tego zbyt dwuznacznie :)
Chris wydaje się być miłym chłopcem, jeśli słowo "chłopiec" nie jest tu zbyt przesadzone. No i ma rodzeństwo. Tyle informacji na raz, mi by głowa pękła.
Pozdrawiam i bardzo cię przepraszam, ze tak późno zajrzałam, ostatnio mam mało czasu na przyjemności, a urlop dopiero w kwietniu :(
http://nim-ci-zaufam.blogspot.com/
Ważne, że jesteś! Dziekuje za komplement. Ten rozdział, pod względem opisów, jest chyba moim ulubionym
UsuńPozdrawiam, puck
hejo ,świetny rozdział.Kiedy dalszy ciąg?
OdpowiedzUsuńWitam nową czytelniczkę. Niestety nie jestem Ci w stanie odpowiedziec na to pytanie. Nowy rozdział dodaje średnio co miesiąc.
UsuńPozdrawiam, puck
Hej! Chciałam Cię zaprosić do mnie na nowy rozdział ;* Pozdrawiam :D ~ madziula0909
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział i dużo opisów, świetnych opisów że momentami to aż mnie samą bolało ;) Wspaniale piszesz bardzo ciekawie i kazda postać jest przejrzysta jeżeli wiesz o co mi chodzi :)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na nexta i życzę weny, weny, weny
Pozdrowionka
Mim
http://lynetterosveltnaolimpie.blogspot.com/