Zacznę może od pozdrowień dla
jednej wyjątkowej Osoby, która odobserwowała mnie w czwartek! Dzięki,
Najdroższy! Nic nigdy bardziej mnie nie zmotywowało.
A tak na poważnie, to dla Ciebie
Cherry!
Rozdział 8
"Dolly... a może to była Holly?"
Tom nie czuł się dobrze. Jeżeli
mnie pytacie, to także nie wyglądał. Jego blada skóra sukcesywnie zlewała się
ze śnieżnobiałą kołdrą. Włosy Toma pozostały jednak niezmiennie
błyszczące, stąd wiedziałam, że nie było jeszcze tak źle. Zupełnie, jakby
ktoś kartkę papieru ozdobił złotym brokatem.
Wokół łóżka chłopca w domku numer
6 zebrał się prawdziwy tłum. Stał tam Chejron-koń i pan Jackson z blondwłosą
kobietą w zaawansowanej ciąży. Mogłam się jedynie domyślać, że była to jego żona, ponieważ James miał takie same usta, jak ona. Całe moje rodzeństwo z
szeroko otwartymi oczami obserwowało każdy ruch klatki piersiowej brata. Co
było naszą największą obawa? By kolejny wdech nie był tym ostatnim.
Najbliżej Toma siedział Jerry i
Chris. Zdawało się, że ten pierwszy był bardziej blady niż jego bliźniak. Za to
po najstarszym Wojowniku nie było widać żadnych uczuć. Musiał być oparciem dla
całego rodzeństwa, nawet dla mnie. Choć byłam tu stosunkowo krótko, to i tak
czułam się niezwykle zagubiona. Tak skrzętnie chował swoje myśli, że już dawno
powinien zostać stworzony teleturniej "O czym myśli Chris?".
Nie wiem ile tak staliśmy, pełni nadziei.
Mogły minąć godziny bądź sekundy. Czekaliśmy na diagnozę, słowa "wszystko
będzie dobrze". Lecz jedyne, co było słychać to rzeżący oddech Toma. Ta
cisza dobijała mnie na wszelkie możliwe sposoby. Nakręcały się we mnie złe
emocje, tak że z każdą chwilą byłam coraz bliżej wybuchu. Wstałam w tym samym
czasie, co Chejron podniósł głowę.
- Musimy porozmawiać - rzucił w
próżnię.
Kilkanaście par oczy skierowało
się w jego stronę z wyczekującym napięciem. Przeszło mi przez głowę, że chyba
nie wszyscy powinni usłyszeć tę rozmowę. Chris także wstał.
- Toby - Posłał bratu znaczące
spojrzenie, jednocześnie kładąc pokrzepiająco rękę na ramieniu Jerry'ego.
- Mam genialny pomysł! - Toby
podniósł się i ruszył do drzwi. Taka sytuacja musiała zdarzyć się już
wcześniej, bo ten dokładnie wiedział co robić. - Zagrajmy w kosza.
Moje przeczucia się potwierdziły.
Nikt z nas nie miał usłyszeć tej rozmowy. Później może ewentualnie zdradzą nam
parę faktów, ale nie wszystko. Oczywiście.
Z pomrukiem po kolej i zaczęliśmy
wychodzić z domku. Chris przytrzymał Jerry'ego w miejscu, dając mu znać, że ma
być obecny przy tej rozmowie. Wychodząc, rzuciłam ostatnie spojrzenie na pana
Jacksona. Jeżeli myślałam, że Chris zasługuje na Oscara za brawurowe ukrywanie
uczyć, to nie mam pojęcia co przyznać Jacksonowi. Patrzył zamyślony na plecy
herosów, kierujących się do drzwi. Kiedy zauważył, że się w niego wpatruję,
posłał mi uśmiech.
- Już cię nie ma - odprawił mnie.
A więc zniknęłam magiczną
sztuczką, godną Davida Copperfielda.
~*~
- Podaj do mnie! - krzyknął Dan
do Nate'a.
Można by się spodziewać, że
grupka nastolatków nie za bardzo popisze się umiejętnościami gry w koszykówkę.
No chyba, że mówimy o tej bandzie, która właśnie widzę przed sobą. Zupełnie,
jakby ktoś podmienił ich na zawodowych graczy NBA. Sposób w jaki podawali do
siebie piłkę był tak hipnotyzujący, że przez większość czasu zapomniałam, że
sama grałam. Choć może to za dużo powiedziane. Ja umykałam braciom z drogi, by
mnie nie staranowali. Mogłam być najstarszym dzieckiem Apolla zaraz po Chrisie,
ale moje metr sześćdziesiąt nie miało za wiele do powiedzenia.
Odwróciłam głowę w stronę ławek,
stojących przy boisku. Tylko Mała Su nie brała udziału w grze. Siedziała sama, czesząc
włosy lalki. Robiła to tak zamaszyście, że wszędzie wokoło latały nitki
włóczki. Instynkt czyściocha mimowolnie się włączył, tak że miałam ochotę
złapać za miotłę i to posprzątać.
Odrzuciłam moją naturę pedantki i
przeszłam przez boisko. Niepewnie usiadłam na skraju ławki, gotowa w każdej
chwili uciec. Nie wiedziałam jeszcze jakie stosunki łączą mnie z siostrą.
- Nie za bardzo wyżywasz się na
Holly?
Mała Su spojrzała na mnie
gniewnie.
- Ona ma na imię Dolly.
- Och, no tak. - I po dobrych
stosunkach.
Wróciła do zamaszystego czesania,
a ja spojrzałam na boisko. Zastanawiałam się, co jeszcze mogłam bym
powiedzieć.
- Nie martwisz się. - Jej głos by
pełen zarzutu.
Skrzywiłam się na to
stwierdzenie.
- Oczywiście, że się martwię.
- Nie, nie robisz tego.
Potrafiła tylko w kółko i w kółko
powtarzać "nie". Usiadłam do niej przedtem, tak by móc na nią patrzeć
podczas tej rozmowy. Jeżeli w tym momencie źle dobiorę słowa może nie być już
szansy byśmy się dogadały.
- Wiesz, Su, parę dni temu
jedynym moim krewnym była mama. A potem wszystko stało się nagle. Pojawił się
Charles i mnie tu zabrał, dowiedziałam się prawdy o ojcu i bogach. I jesteście
też wy. Tak dużo zmian w tak krótkim czasie. Mimo tego, że znam was dopiero
parę dni, to martwię się. Bo jesteście moją rodziną. Nie ważne, jak długo o tym
wiem.
Spojrzała na mnie dużymi oczami.
- Zrobiłam się strasznie melodramatyczna.
Czego nie powiem, brzmi, jak tekst z głupiego serialu.
- Może troszeczkę. - Uśmiechnęła
się i znów złapała za plastikową szczoteczkę. Tym razem jej rączki delikatnie
gładziły główkę lalki. - Kiedy uwierzyłaś?
- W te bzdury? - Zatoczyłam ręką
krąg wokół nas. - W momencie, gdy wujek Leo strzelił do mnie kulą ognia. Do
tamtego momentu myślałam, że się o niezwykłych przygodach z przystojniakiem u
boku. Cały czas mnie coś zaskakuje, ale z biegiem czasu powinnam przywyknąć.
Z jej ust wydostał się cichutki
chichot.
- Niezwykłe przygody z
przystojniakiem u boku okazały się twoim życiem?
Tak, pomyślałam, ale nie jest nim
James, tylko Chris. Jak na razie to jedyny przystojniak w moim życiu.
- On jest moim bratem. -
Podniosła głowę, przez chwilę patrząc mi w oczy i znów spuściła ją na lalkę. -
Chris jest moim bratem.
Nie wiedziałam o co jej chodzi,
póki znów się nie odezwała.
- Mówi, że kiedy miał 12 lat,
mama powiedziała mu, że będzie tu przychodził. Byłam taka zła, siedząc sama w
domu. Pamiętam tylko, że zaczęła przeprowadzać mnie tu na parę godzin, aż do
czasu, gdy mogłam zostać cały dzień.
A więc Chris i Su mieli tą samą
matkę. Nie miałam pojęcia, jak to się stało, ze jedna kobieta zaszła w ciążę z
tym samym bogiem dwa razy.
- Spędzacie tu cały rok?
- Nie, tylko wakacje.
Znów zapadło milczenie. To gra
powinnam odciągnąć moje myśli od wątłego zdrowia Toma, a nie ta mała kruszyna
obok mnie. Zgarbiłam plecy ze zmęczenia. Gdy przyznałam na głos, jak wiele spotkało
mnie w ciągu jednego tygodnia, poczułam ciężar tego wszystkiego na barkach.
Mówiłam prawdę, miałam nadzieję, ze to wszystko okaże się snem. Ale skoro fatum
ze mnie zażartowało i to jest moje życie, to niech mnie Zeus piorunem trzaśnie,
jeżeli nie miałam zamiaru przeżyć tego najlepiej, jak umiem. Nawet z
szesnaściorgiem rodzeństwa, zabawną Sam i wkurzającym Jamesem. Jak cholera
miałam zamiar.
~*~
No to TYLE! Wy komentujecie, a ja lecę oglądać "Top Model"! Swoją drogą, kto podziela moją miłość do tego programu?!